Tempo ukraińskiej ofensywy jest rzeczywiście imponujące; Ukraińcy bardzo szybko posuwają się do przodu - powiedział w środę ambasador Polski w Ukrainie Bartosz Cichocki. Zaznaczył jednak, że siły Rosjan nie są niszczone - oni wycofują się, co może mieć później swoje konsekwencje.
Cichocki w wywiadzie dla radiowej Trójki pytany o tempo ofensywy ukraińskiej powiedział, że rzeczywiście jest ono imponujące pod względem terytorium - Ukraińcy bardzo szybko posuwają się do przodu.
Zwrócił jednak uwagę, że Rosjanie z tych terenów wycofują się - czasem w zorganizowany, a czasem chaotyczny sposób.
"Jednak ta siła żywa nie ulega zniszczeniu i to może mieć skutki w następnej fazie wydarzeń tej agresji Rosji na Ukrainę" - zwrócił uwagę polski dyplomata.
"Zobaczymy, czy Rosjanie odpowiedzą na ukraińską kontrofensywę militarnie, czy tylko politycznie - jak to zrobili w tym (ubiegłym-PAP) tygodniu pseudoreferendami" - powiedział. przypominając jednocześnie mobilizację zarządzoną w Rosji.
Cichocki wyjaśnił, że poza ogólnym pozytywnym przekazem, który dociera z frontu, bieżąca sytuacja na Ukrainie od tego głównego przekazu "trochę się odróżnia". "Ukraińcy też ponoszą straty, Ukraińcy nie mają też takiej możliwości regeneracji - odnawiania swoich sił. Z tych informacji wynika też, że te kontrofensywy nie byłyby tak skuteczne, gdyby nie dotychczasowa pomoc z Zachodu, ze świata" - dodał.
Pytany o ukraińskie oceny gróźb użycia broni jądrowej przez Rosję powiedział, że te pogróżki są traktowane bardzo poważnie. "Te oceny są zbieżne - świat chyba od kryzysu kubańskiego (1962 r.) nigdy nie był tak bliski katastrofy nuklearnej" - ocenił ambasador. Przypomniał, że oprócz użycia broni jądrowej może tu dojść do nieodpowiedzialnego zachowania Rosjan w którejś z ukraińskich elektrowni atomowych.
Aktualizujemy na bieżąco: Nasza relacja z wojny na Ukrainie
"Zakładamy, że nawet Władimir Putin ocenia, że taki scenariusz byłby dla niego katastrofą" ze względu na odpowiedź świata - powiedział, przypominając, że obecnie bronią atomową nie dysponują jedynie dwa państwa, jak w trakcie kryzysu kubańskiego, ale dziewięć.
Podkreślił, że taki wojenny atomowy scenariusz niczego by nie zmienił, bo Ukraińcy nie poddaliby się nawet wobec tak tragicznego postępowania Moskwy.
Przypomniał, że od grudniowych wystąpień Putina wiadomo, że Rosjanie nie przyszli na Ukrainę po Izuń, Charków czy Chersoń, tylko przyszli zmienić system bezpieczeństwa w Europie i siłą cofnąć czas w Europie do lat 80-tych XX wieku.
"Jeśli zawiesić broń, jeśli się poddać, to oni się tutaj nie zatrzymają" - podkreślił Cichocki.
Pytany o przygotowania Ukrainy do zimy powiedział, że Rosjanie już wstrzymali produkcję prądu z części bloków elektrowni w Zaporożu, co doprowadziło ukraiński rząd do decyzji o wstrzymaniu eksportu prądu do Mołdawii. Zaznaczył, że według informacji ukraińskich są zgromadzone odpowiednie zapasy gazu. Przypomniał, że to gaz i prąd są podstawą systemu ogrzewania na Ukrainie, a nie węgiel, jak w Polsce.
Prądu może zabraknąć i - jak relacjonował swoje rozmowy ze znajomym z Naftohazu - Ukraińcy przygotowują się do ogrzewania peletem drewnianym.
"W Ukrainie wszyscy teraz produkują, spawają burżujki - takie piecyki, w których można palić drewnem" - mówił.
Agresja Rosji na Ukrainę rozpoczęła się 24 lutego, trwa od 224 dni.