Na znaczenie modlitwy, poszukiwania prawdy i solidarności wskazuje w swoim kolejnym liście z Kijowa przełożony dominikanów na Ukrainie, o. Jarosław Krawiec.
Drogie Siostry, Drodzy Bracia,
Od wybuchu wojny minęło ponad 200 dni. Choć ostatnie sukcesy militarne armii ukraińskiej i wyzwolenie od rosyjskiej okupacji terenów w obwodzie charkowskim oraz na południu kraju, przyniosły nam wiele radości, otuchy i nadziei, to wszyscy zdajemy sobie sprawę, że do osiągnięcia pełnego zwycięstwa pozostaje jeszcze długa droga. W święto Podwyższenia Krzyża Świętego, z inicjatywy Rady Konferencji Episkopatów Europy organizowany jest Dzień Modlitwy o Pokój w Ukrainie. Jego hasłem są słowa: „Na kolanach przed Eucharystią wołając o pokój”. Cieszę się z tej inicjatywy abp. Gintarasa Grušasa, który w lipcu odwiedził Ukrainę. Będąc Litwinem, z pewnością doskonale rozumie jak bezbożna i straszna jest ideologia „ruskiego miru”.
Modlitwa jest szczególną formą pomocy Ukrainie. Jestem głęboko przekonany, że pozwoliła nam przetrwać najtrudniejszy czas początku wojny oraz skutecznie wyprasza siły dla dominikanów oraz świeckich wolontariuszy, którzy codziennie służą potrzebującym. Od wielu osób słyszałem, że właśnie teraz doświadczyło bardzo konkretnie Bożej opieki. Ojciec Svorad opowiadał, że mieszkańcy Czortkowa, są przekonani, iż wstawiennictwo Maryi, szczególnie czczonej w tym mieście, sprawiło, że nikt nie zginął podczas lipcowego ataku rakietowego. Rejon miasta, gdzie trafiły pociski, został poważnie zniszczony, ale kapliczka zbudowana tam niedawno na cześć Matki Bożej Wspomożycielki (Pokrowy) ocalała. Została ona na początku września uroczyście poświęcona wspólnie przez katolickiego i prawosławnego biskupa. To są znaki, które można różnie interpretować, ale z pewnością dla wielu umęczonych wojną ludzi, są potwierdzeniem, tego, o czym opowiadał jeden z wierszy powstałych na początku rosyjskiej agresji: „Bóg nie wyjechał z Ukrainy. On pozostał tu, pośród nas. Gdzie nasze miasta w ruinach. Gdzie promień nadziei zgasł”.
Podczas odbywającego się w zeszłym tygodniu w Kijowie spotkania dominikanów posługujących w Ukrainie rozmawiałem z naszym bratem bp. Mikołajem z Mukaczewa. To z jego inicjatywy rok temu episkopat Ukrainy ogłosił Rok Krzyża Świętego, który właśnie się kończy. „Ten czas – podkreślał bp. Mikołaj – pozwolił nam zobaczyć jak Opatrzność troszczy się o nas. Dobrze pamiętam, jak ludzie opowiadali mi, że gdyby nie sakrament spowiedzi, Eucharystia, Kościół i wspólne modlitwy, to nie wiedzą czy wytrzymaliby tą trwogę, która wdarła się do ich życia wraz z wojną”.
W prezbiterium dominikańskiego kościoła w Fastowie, noszącego tytuł Podwyższenia Krzyża Świętego, obok ikony krzyża namalowano dwie postaci. Pierwsza, to św. Marcin de Porres. Drugą jest św. Matka Teresa z Kalkuty. To właśnie Ci święci pomagają nam dziś zrozumieć, czym jest wywyższenie Krzyża we własnym życiu. Św. Matka Teresa była bez wątpienia jedną z najpiękniejszych postaci współczesności. Jej wielkość wyrażała się przez pokorę, wiarę, uniżenie i służbę bliźniemu. Tak kiedyś pisała: „Zapytano pewnego Hindusa: «Co to znaczy być chrześcijaninem?» Udzielił on bardzo prostej odpowiedzi: «Być chrześcijaninem znaczy dawać». Bóg umiłował świat tak bardzo, że dał swojego Syna – to była pierwsza wielka ofiara. Ale to Mu nie wystarczyło. Uczynił siebie samego głodnym i nagim po to, byśmy i my mogli Go czymś obdarzyć".
Kilka dni temu bracia dominikanie w Polsce opublikowali zwięzłe podsumowanie trwającej nieprzerwanie od ponad pół roku pomocy Ukrainie. Przeczytałem je ze wzruszeniem, bo za wieloma opisywanymi tam inicjatywami widzę twarze konkretnych dobrych ludzi, a czasem przypominam sobie nasze telefoniczne rozmowy toczone wieczorami, kiedy za oknem słychać było odgłosy walk broniącego się Kijowa. I niezliczone smsy: „Ojcze, jak u was, żyjecie? Co mogę zrobić?” Czytam również ten raport z wielką wdzięcznością, mając głębokie przekonanie, że oprócz tego, o czym przypominają słowa św. Matki Teresy, to znaczy dawania, każdy z nas, po obu stronach granicy, tak wiele przez ten czas otrzymał. Jestem przekonany, że dzięki Ukraińcom, zarówno Polacy, jak i inni ludzie na świecie, mogli się stać choć odrobinę lepsi, wrażliwsi, kochający, współczujący i rozumiejący. Uchodźcy z Kijowa, Buczy, Charkowa i wielu, wielu innych ukraińskich miejscowości bardzo nam w tym pomogli. Oni dali nam szansę.
W lutym i marcu wszyscy martwiliśmy się, co będzie, gdy zabranie prądy lub gazu. Jak ogrzejemy domy i klasztory? Teraz znów zaczynamy zastanawiać się, co się stanie, kiedy przyjdą mrozy. Czy wystarczy ciepła i czy Rosjanie, jak pokazali w minioną sobotę, nadal będą niszczyli swoimi rakietami elektrownie i linie energetyczne? Stawiając te pytania, rozumiem o. Miszę z Fastowa, który robi wszystko, co w jego mocy (a nawet odrobinę więcej!), by przed zimą przygotować w budynkach Domu św. Marcina jak najwięcej miejsc dla uchodźców i ludzi, którym wojna zabrała dach nad głową.
Rozpoczął się kolejny rok akademicki w kijowskim Instytucie św. Tomasza z Akwinu. Pamiętam, jak kilka miesięcy temu zastanawialiśmy się z braćmi czy w tym roku zgłoszą się do nas jacyś nowi studenci. W końcu jest wojna. Okazało się, że przyszło ich znacznie więcej, niż w ubiegłych latach. Są wśród nich zarówno katolicy, jak i prawosławni, a także ludzie poszukujący prawdy. Tak zresztą było od samego początku istnienia Instytutu, czyli od 30 lat. Ojciec Petro, dyrektor Instytutu, który prowadził rozmowy wstępne z nowymi studentami, mówił, że większość, chce u nas studiować, szukając klucza, który pomoże im zrozumieć to co się teraz dzieje. Patrząc w piątek na wypełnioną studentami aulę przypomniałem sobie list o.Timothy Radcliffa, napisany w marcu do Rodziny Dominikańskiej w Ukrainie: „Przemoc, która jest stosowana wobec waszego pięknego kraju, jest zatrutym owocem kłamstwa. My, dominikanie, z naszą dewizą Veritas i naszym umiłowaniem prawdy, mamy dziś do dania szczególne świadectwo w świecie, który często nie dba o prawdę”. Wykład inauguracyjny wygłosił o. Wojciech Giertych, papieski teolog z Watykanu, a jednocześnie nasz wielki przyjaciel, który wspiera działalność kijowskiego Instytutu od wielu lat. Mówił o katolickim rozumieniu wolności, podkreślając, że wolność, według nauki św. Tomasza, jest ukształtowana przez wartości i jest wolnością „do”, a nie tylko wolnością „od”. To ważna refleksja, która w czasie wojny mobilizuje do twórczego myślenia o przyszłości.
Naszym gościem w Kijowie był również o. Christopher Fadok, prowincjał Prowincji Zachodniej Najświętszego Imienia Jezus z USA. W sobotę odwiedziliśmy wspólnie Fastów. Poproszony przez o. Miszę, o wpis na ścianie jednej z klas Centrum św. Marcina de Porres, o. Christopher, napisał krótko: „USA”, przywołując historię sprzed lat, kiedy to otrzymał od swojego taty koszulkę z napisem: „Ukrainian Secret Agent”… czyli w skrócie USA. Nie był to przypadkowy prezent. Przodkowie o. Christophera przybyli bowiem do Ameryki z Ukrainy. Jak w wielu pięknych historiach, także w tym przypadku, miłość połączyła jego pradziadków nad brzegami Atlantyku, a prawdziwa sympatia do Ukrainy pozostała w sercach kolejnych pokoleń Fadoków. Z wielką radością towarzyszyłem o. Christopherowi w jego pierwszej wizycie na Ukrainie. Cieszę się, że zobaczył Lwów i Kijów. Widziałem jego wzruszenie podczas spotkania ze zwierzchnikiem ukraińskich grekokatolików abp. Światosławem Szewczukiem, o którym powiedział „mój arcybiskup większy", bo Fadokowie byli grekokatolikami. Jestem przekonany, że kiedy w drodze do Fastowa razem z o. Wojciechem, teologiem papieskim i o. Jackiem Budą z USA, któremu będę dozgonnie wdzięczny za tłumaczenie moich listów na angielski oraz Anną i Denysem, wolontariuszami Domu Św. Marcina, odwiedzaliśmy zniszczone przez rosyjskie wojska podkijowskie miasta i wsie, o. Christopher patrzył na ślady niedawnych potworności nie tylko oczami i słuchał o. Miszy opowiadającego o tym, jak jeszcze można pomóc ofiarom wojny, nie tylko uszami, ale przede wszystkim sercem. Nic dziwnego, w końcu w jakim rytmie może bić serce Ukrainian Secret Agent?
Na koniec wspomnę mojego prowincjała o. Łukasza i jego socjusza o. Szymona. Wracając z Kijowa do Warszawy pobili rekord. Stali na granicy 11 godzin i 20 minut. Cóż… trzeba mieć szczęście.
Z wdzięcznością, pozdrowieniami i prośbą o modlitwę,
o. Jarosław Krawiec OP, Kijów, 14 września, godz. 17:15