„Jeśli kiedykolwiek będę świętą, na pewno będę świętą od ciemności. Będę nieobecna w Niebie, aby zapalać światło tym, którzy są w ciemności na ziemi” – pisała o sobie.
O matce Teresie z Kalkuty napisano grube tomy, z których najbardziej poruszająca jest opasła książka „Pójdź, bądź moim światłem”. Z materiałów zebranych przez Briana Kolodiejchuka, postulatora jej procesu kanonizacyjnego, wyłania się postać poruszająca się w duchowym mroku, zawstydzająca swą wiarą otoczenie, a jednocześnie, w ukryciu, wołająca desperacko: „Boże, jeśli istniejesz, zmiłuj się nade mną!”.
Jaka była urodzona 112 lat temu w macedońskim Skopje Agnes Gonxha Bojaxhiu? „Niestrudzenie niosąca pomoc najuboższym, uśmiechnięta, bez reszty oddana innym” – wymienimy na jednym oddechu. To prawda. Najlepiej o jej wierze, zdolnej przenosić góry, opowiadają historie z jej życia. Jak na dłoni ukazują jej świętość i radykalizm wyborów.
Mawiała: „Jeżeli chcecie być szczęśliwe, nigdy nie dopuszczajcie do siebie goryczy. Jeżeli naprawdę oddacie się Bogu, w waszym »tak« zawarte będzie upokorzenie, porażka, sukces, smutek, ból. Nigdy, ale to nigdy nie obrażajcie się, kiedy zostaniecie upomniane. Obrażanie się jest owocem dumy”.
– Wylądowałem w Indiach, gdzie pracowała już matka Teresa – opowiadał misjonarz o. Marian Żelazek. – Nasze pierwsze spotkanie? Platforma kolejowa. Było strasznie gorąco, z 47 stopni. Patrzę, a z daleka idą trzy siostry. Umęczone upałem. Kupiłem coca-colę i mówię jakiemuś chłopakowi: „Zanieś to siostrom”. Za chwilę wrócił z pełnymi butelkami i mówi: „Nie chcą”. „Jak to?”. I wtedy jedna z nich podeszła do mnie i rzuciła: „Jestem matka Teresa”. „Dlaczego siostry nie piją coca-coli?”. „Bo mamy regułę: nie przyjmujemy nic w czasie podróży. Na platformie jest wielu biednych. Kupiłby ojciec im wszystkim ten napój?”.
– To była miłość w akcji – opowiadał mi przed laty karmelita o. John Gibson, kuzyn słynnego Mela, przez lata spowiednik założycielki kalkutek. – Namówiła mnie, bym ruszył do Albanii, najbiedniejszego kraju Europy. Przebywałem tam przez trzy lata. W tym czasie otwarłem 40 parafii i ochrzciłem około 5 tysięcy ludzi. Przyjechała do mnie na chwilę. Pewnego dnia zapytała: „Chciałabym tu zostać, ale mam jeszcze kilka spraw do załatwienia w Kalkucie. Czy zgodzisz się na mój powrót?”. Jej pokora całkowicie mnie zaskoczyła. Miała już Pokojową Nagrodę Nobla, a teraz ta kobieta prosi mnie, zwyczajnego amerykańskiego księdza, o pozwolenie na powrót do domu!
Po otrzymaniu wspomnianej nagrody w rozmowie z dziennikarzem matka Teresa powiedziała, że poprzez swoje powołanie należy do całego świata, jednak jej serce należy całkowicie do Jezusa.
5 września 1997 roku o godzinie 20.00 – gdy zaczęła mieć trudności z oddychaniem – nieoczekiwanie zabrakło prądu i dom zgromadzenia pogrążył się w ciemności. Po raz pierwszy w historii wysiadły dwa niezależne źródła zasilania. „Święta od ciemności” odchodziła, gdy Kalkuta pogrążyła się w gęstym mroku.
Marcin Jakimowicz
Bł. Matka Teresa z Kalkuty. Obraz z katedry w Pristinie Henryk Przondziono /Foto GośćMarcin Jakimowicz