Kariera Julii Tymoszenko pełna jest wzlotów i upadków. Wielokrotnie zmieniała poglądy, ugrupowania i przyjaciół politycznych. Nikt nie wie, jak była działaczka Komsomołu doszła do wielkiego majątku.
W czasach prezydenta Kuczmy, „gazowa księżniczka” trafiła do aresztu, za rzekome nadużycia w handlu gazem ziemnym z Rosją. Pobyt za kratami ją zahartował, podobnie jak ciężki wypadek samochodowy, kiedy otarła się o śmierć. Zimą 2004 r. była duszą pomarańczowej rewolucji, zagrzewając do wytrwania tysiące ludzi w centrum Kijowa.
Gdy jednak w 2005 r. została premierem, kompletnie zawiodła. Tolerowała korupcję i rozdawnictwo państwowych pieniędzy. Za prozachodnią retoryką nie szły konieczne zmiany gospodarcze. Obecnie prowadziła kampanię pełną demagogii i obietnic, m.in. natychmiastowego wprowadzenia zawodowej armii oraz zwrotu oszczędności ulokowanych w sowieckich bankach, które przepadły w czasie inflacji.
Za dwa lata być może wystartuje w wyborach prezydenckich. Nie można jednak odmówić jej uporu, pracowitości i wyczucia nastrojów społecznych. Czy to wystarczy, aby być dobrym premierem? Szansę otrzymała po raz drugi, trzeciej chyba nie będzie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
W świecie - komentarz Andrzeja Grajewskiego