Kilka dni po tym, gdy władze Estonii zdecydowały się przenieść pomnik czerwonoarmistów z centrum Tallina na cmentarz wojskowy, Estonia została niezwykle brutalnie zaatakowana. Atak odbywał się w cyberprzestrzeni, czyli w sieci internetowej.
Strony www należące do niektórych ministerstw czy agencji rządowych były nieczynne, a treści zamieszczone na innych ktoś złośliwie zmieniał. Część banków musiała zamknąć dostęp przez Internet, a niektóre „kierunki” w sieci zostały całkowicie zablokowane. Niegroźna zabawa – ktoś powie. Nieprawda. Gospodarka nowoczesnego kraju nie może dzisiaj funkcjonować bez Internetu. Komputery instytucji rządowych, systemów energetycznych czy bezpieczeństwa – wszystkie połączone są w sieć. Bez niej państwo jest sparaliżowane.
Ataki przeprowadzane są w większości z komputerów należących do rosyjskich instytucji państwowych. Niektóre z komputerów należących do administracji prezydenta Rosji, Władimira Putina. Mimo to Rosjanie zapewniają, że ze sprawą nie mają nic wspólnego, a wszelkie podejrzenia to nagonka i spisek oraz – modne ostatnio określenie – przejaw rusofobii. Rzeczywiście, fobii można się nabawić, bo wszystkie sznurki prowadzą w jedno miejsce. Do Moskwy. Rzecznik Kremla stwierdził, że ataków dokonywano także z zagranicy. Poza tym „wiadomo, że numery IP mogą być fałszowane”. IP to „odcisk palca” komputera. Śledząc numery IP, specjaliści są w stanie stwierdzić, kto zaatakował.
To prawda, że można sfałszować komputerowy odcisk palca, ale są tacy, którzy fałszerstwo potrafią wykryć. Co więcej, potrafią wskazać, gdzie i kto fałszowania dokonał. Przynajmniej w kilku przypadkach specjaliści wskazywali Rosję. Kropką nad „i” jest to, że w sieci można znaleźć pisane po rosyjsku instrukcje, jak „dokopać” Estonii w cyberprzestrzeni. Sprawa jest na tyle poważna, że Tallin poprosił o pomoc Brukselę i NATO. Jeden z najważniejszych w natowskiej „konstytucji” paragrafów stwierdza, że zaatakowanie jednego państwa członkowskiego oznacza zaatakowanie całej struktury.
Czy to, że Moskwa robi dzisiaj, co jej się żywnie podoba, nie jest efektem uprawianej przez lata polityki pobłażliwości, opartej na zasadzie „nie drażnij”? Polityki, którą znaczna część europejskich elit nazywała „roztropną polityką zagraniczną”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
W świecie - komentarz Tomasz Rożek, doktor fizyki, dziennikarz naukowy