Jak każdy tępy dyktator, Łukaszenka nie znosi publicznych protestów. Gdyby jego pałkarze nie usunęli kilku namiotów z centrum Mińska, prawdopodobnie, po jakimś czasie, demonstranci sami by je zabrali. Ponieważ dyktator wierzy tylko w siłę pały, a nie argumentów, sytuacja na Białorusi może się zaostrzyć.
Przeciwnicy Łukaszenki, jakkolwiek nadal stanowią niewielką grupę społeczną, mającą wpływy głównie w Mińsku, stoją teraz przed wyborem taktyki w dalszej walce z dyktaturą. Ostatnie wydarzenia pokazują jednak, że opozycja jest podzielona. Jej główny przywódca Alaksandar Milinkiewicz widzi potrzebę działań długofalowych. Chce budować podstawy społeczeństwa obywatelskiego. Jego konkurent, były komunista i rektor uniwersytetu mińskiego Aleksandr Kazulin jest zwolennikiem twardej konfrontacji z reżimem. To on poprowadził demonstrantów na areszt w Mińsku, co wywołało atak milicji.
Milinkiewicz, słusznie, nazwał tego rodzaju działania prowokacją. Nie wiadomo jednak, czy Milinkiewicz będzie w stanie kontrolować rozdrobnioną i podzieloną opozycję. Najbliższe tygodnie przesądzą o tym, czy ruch protestu na trwałe zakorzeni się w społeczeństwie białoruskim, czy będzie zepchnięty na margines przepychanek i bójek.
Także Polska nie powinna zostać obojętna wobec wydarzeń za naszą wschodnią granicą. Choćby dlatego, że żyje tam liczna polska mniejszość. Obietnica przyjęcia na nasze uczelnie wyrzuconych białoruskich studentów jest mądrym gestem solidarności. Podobnie, jak uruchomienie w Białymstoku Radia „Racja”, nadającego w języku białoruskim. Takie gesty, zwłaszcza dzisiaj, są potrzebne, podobnie jak ułatwienia w ruchu granicznym czy wspieranie wspólnych inicjatyw gospodarczych.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
W świecie