Gdy we wrześniu ubiegłego roku jeden z duńskich dzienników, ilustrując tekst o wolności słowa, wydrukował dwanaście karykatur Mahometa, zapewne nie przewidywał, że cztery miesiące później o jego publikacji będzie mówił cały świat, a w krajach arabskich tłumy w proteście będą podpalały flagi i placówki dyplomatyczne Danii.
Gazety innych krajów w imię obrony wolności słowa przedrukowały karykatury. Do ich grona dołączyła również wydawana w Polsce „Rzeczpospolita”. Jeszcze tego samego dnia za tę publikację muzułmanów przeprosili polski premier i minister spraw zagranicznych.
Dezaprobatę wobec publikacji „Rzeczpospolitej” wyraził polski Episkopat oraz liczni (chociaż nie wszyscy) dziennikarze. Tak się złożyło, że również tego samego dnia Watykańskie Biuro Prasowe wydało deklarację, która, nie wymieniając wprost sprawy rysunków, potępiła zarówno obrażanie uczuć religijnych, jak i „bazujące na przemocy akcje protestacyjne”.
Sprawa duńskich karykatur rozbudziła na nowo dyskusję o wolności słowa. Zwolennicy drukowania obraźliwych karykatur czynią z niej zasadę ważniejszą niż wolność religijna czy godność człowieka. To niebezpieczna tendencja. Otwiera drogę do poważnych nadużyć i prowokacji. Wbrew temu, co napisał redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”, nieumiejętnie użyta wolność słowa może stać się prowokacją, i właśnie w tych kategoriach mieści się to, co zrobiła jedna z najpoważniejszych gazet w Polsce.
Być może już wkrótce będziemy w czołowych mediach w naszym kraju zmuszeni oglądać i słuchać szyderstw z chrześcijaństwa, z Jezusa Chrystusa, z Trójcy Świętej itp. Nie chcemy tego. Nie akceptujemy metod, do których sięgnęli islamscy przeciwnicy karykatur, ale uznajemy zasady, których bronią. Wolność słowa ma granice. Nie wolno w jej imię krzywdzić i obrażać.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
W świecie - komentarz ks. Artur Stopka