Od wielu dni trwa zmasowany ostrzał położonego na południu Ukrainy Mikołajowa. W nocy z soboty na niedzielę miał miejsce wielogodzinny atak rakietowy, zdaniem władz, najsilniejszy od wybuchu wojny. Na obrzeżach miasta dzień i noc toczą się intensywne walki z okupantem. Brakuje wody i żywności, okoliczne pola stoją w ogniu.
Mieszkańcami, którzy pomimo ciągłych ataków pozostali na miejscu, opiekuje się ks. Taras Pavlius, proboszcz jedynej greckokatolickiej parafii w Mikołajowie. Podkreśla, że choć ze względów bezpieczeństwa władze zakazały prac polowych, to wielu rolników, ryzykując życie, decyduje się na zbiory. Pod osłoną nocy wychodzą na pola, nie po to, aby się wzbogacić, ale by mieć chleb na zimę i możliwość zasiewu jesienią i wiosną – wyjaśnia duchowny.
Jak zaznacza, to nie głód jest obecnie największym problemem, ale brak wody pitnej. Woda, która płynie w rurach, jest pobierana z rzeki Boh i miesza się z wodą morską. „Jest słona i brudna, to cud, że nie mamy jeszcze epidemii” – mówi ks. Taras. Kapłan, który jest także dyrektorem miejscowej Caritas, stara się pomagać miejscowej ludności. Codziennie rozwozi butelki z wodą przysyłane na Ukrainę z Zachodu, głównie z Polski.
Każdego dnia rośnie zapotrzebowanie na wodę pitną
„Przez pewien czas wodę pitną sprowadzano z sąsiedniej Odessy, ale w tej chwili jest to już niemożliwe. Oczywiście można kupić wodę w sklepach, które są otwarte do południa, ale wielu nie ma już pieniędzy, bo straciło pracę. Na terenie miasta powstało kilka studni artezyjskich, ale są one wykorzystywane głównie przez szpitale i przedsiębiorstwa komunalne. Póki na dworze jest ciepło, katastrofy nie ma, ale zapotrzebowanie na czystą wodę każdego dnia rośnie – wyjaśnia ks. Taras. – Wynika to z tego, że znów zwiększa się liczba mieszkańców. Na początku wojny wielu wyjechało, teraz jednak wracają, widzę to po ilości samochodów i ludzi na ulicach oraz po liczbie dzieci na placach zabaw. Z jednej strony się cieszę, ale z drugiej jestem przerażony, bo jesteśmy naprawdę blisko frontu i w każdej chwili wszystko może się wydarzyć. Ludzie też się boją, ale mają wielkie pragnienie powrotu do domów, mówią mi: ojcze, nieważne jak jest ciężko, dom, to dom.“
Łukasz Sośniak SJ