Benedykt XVI niestrudzenie wyciąga w stronę Żydów rękę do pojednania. Odwiedził synagogi w Kolonii i w Nowym Jorku.
Rzymska była trzecią z kolei. Papież modlił się pod Ścianą Płaczu w Jerozolimie i uczcił ofiary Holocaustu w Yad Vashem. W rzymskiej synagodze wygłosił przejmujące przemówienie, w którym m.in. powtórzył za Janem Pawłem II słowa prośby o przebaczenie. To nie była grzecznościowa mowa, to było programowe wystąpienie, pokazujące, jak bardzo Kościół szanuje wspólne dziedzictwo z judaizmem, jak bardzo pragnie dialogu. Taka jest linia Soboru Watykańskiego II, której konsekwentnie trzyma się Benedykt.
W doniesieniach prasowych nie znajdziemy jednak ani słowa refleksji nad tym, co właściwie powiedział papież. Można odnieść wrażenie, że wielu kreatorów opinii publicznej w ogóle to nie interesowało. No, wprawdzie papież był w synagodze i mówił coś o pojednaniu, ale przecież my i tak wiemy swoje. Nie damy się zwieść kościelnej propagandzie. I pojawia się stała wyliczanka win chrześcijan wobec Żydów. W kółko słyszymy o milczeniu Piusa XII w czasie wojny.
Rozumiem, że można pytać, czy papież Pius XII nie mógł uczynić więcej, czyli czy nie mógł uratować więcej Żydów, niż uratował. Ale w medialnym szumie Pius XII urasta do postaci złego papieża, współwinnego Holocaustu.
Potwierdza się to, co usłyszałem w czasie wizyty Benedykta XVI w Izraelu, a mianowicie, że pamięć o Szoah stała się dla Żydów ważniejsza niż judaizm. To rodzaj świeckiej religii, w której Kościół katolicki musi odgrywać rolę prześladowcy. Zdecydowanej większości mediów odpowiada taki właśnie obraz Kościoła. I koło się zamyka. Pozostaje mieć nadzieję, że wśród Żydów zwycięży wola rozmowy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Fakty i opinie - ks. Tomasz Jaklewicz (komentarz)