Gdańsk. W debacie premiera Tuska ze stoczniowcami z Gdańska zabrakło przedstawicieli OPZZ oraz „Solidarności”, reprezentujących blisko 90 proc. załogi.
Uczestniczyli w niej jedynie szefowie dwóch małych związków branżowych, którzy włożyli wiele wysiłku w to, aby premiera nadmiernie nie irytować. Oba główne związki odmówiły udziału w debacie, ponieważ ich zdaniem strona rządowa dopuściła się manipulacji, zapraszając do dyskusji także małe związki. W takim kształcie spotkanie w Politechnice Gdańskiej nie miało sensu.
W jego trakcie nie zostały omówione ani najważniejsze problemy przemysłu stoczniowego, ani uwarunkowania procesów decydujących o przyszłości Stoczni Gdańskiej. Nadal nie wiemy, jakie w tej sprawie będą decyzje Komisji Europejskiej, nie znamy także faktycznych możliwości arabskiego inwestora, który na internetowej aukcji nabył majątek stoczni w Gdyni oraz Szczecinie i deklaruje dalszą produkcję statków.
Z ust premiera padła jedna istotna deklaracja, że gdyby Stocznia Gdańska upadła, jej pracownicy otrzymają taką sama pomoc jak stoczniowcy z Gdyni i Szczecina. Dialog z tymi, którzy generalnie z rządem się zgadzają jest przyjemny, ale problemów nie rozwiązuje. Prędzej czy później rząd będzie się musiał zmierzyć z racjami dwóch głównych central związkowych.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski