Finanse. Polska uzyskała z Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) tzw. elastyczną linię kredytową w wysokości 20 mld dolarów.
To nie tyle pożyczka, ile możliwość jej zaciągnięcia. Gdy zajdzie taka potrzeba, bez zbędnych formalności, a przede wszystkim bardzo szybko możemy tych pieniędzy użyć. Tym samym zwiększa się możliwość reagowania, gdyby – tak jak to miało miejsce przed kilkoma tygodniami – nasza waluta została zaatakowana przez spekulantów. Jednym ze sposobów reagowania na spadającą wartość waluty jest jej wykupywanie. A to wymaga pieniędzy. Teraz mamy ich o 20 mld dolarów więcej.
Elastyczna linia kredytowa przypomina nieco kartę kredytową. Możemy wziąć kredyt, ale niekoniecznie musimy. Sam fakt, że bank takiej możliwości udziela, świadczy o tym, że ma do klienta zaufanie. Klienta indywidualnego – jeżeli chodzi o bank detaliczny, albo do kraju, jeżeli chodzi o Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Gdy informacja o linii kredytowej została upubliczniona, wartość złotówki wzrosła w stosunku do głównych walut.
Eksperci twierdzą, że sam fakt przyznania nam kredytu już jest bardzo dobrym sygnałem wypuszczonym w świat. Przyznany kredyt nie jest całkowitym zabezpieczeniem przed spekulacjami, ale jest czymś w rodzaju polisy, która spekulantów odstrasza. I opłaca się ponieść dodatkowe koszty takiego ubezpieczenia. Polska musi za możliwość skorzystania z kredytu zapłacić 0,26 proc. kwoty, na jaką linia jest uruchomiona. To niewiele, patrząc na procenty, ale dużo, patrząc na kwoty bezwzględne. Za elastyczną linię kredytową zapłacimy ponad 53 mln dolarów.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek