Wieczorna jazda obu prezydentów w rejon strefy buforowej, nad którą nikt nie panuje, nie była szczęśliwym pomysłem.
Chodziło o pokazanie międzynarodowej opinii publicznej, że Rosjanie nie dotrzymują warunków rozejmu. Rozumiejąc intencje prezydenta Gruzji, trudno jednak zaakceptować stosowane przez niego metody. Pytań w tej sprawie jest wiele. Jak to było możliwe, że przed kolumną prezydencką nie jechał samochód z jednostkami specjalnymi, które znacznie wcześniej powinny zabezpieczać miejsce, gdzie mieli podjechać obaj prezydenci? Skąd dziwny pomysł, aby na czele kolumny w najbardziej nie-bezpiecznym momencie znalazł się samochód z dziennikarzami?
Dlaczego tak niekonwencjonalnie zachowywała się ochrona prezydenta Gruzji, praktycznie niereagująca, gdy rozległy się pierwsze strzały. Komendę: „padnij!” wydano dziennikarzom, a prezydenci stali, jakby nie groziło im żadne niebezpieczeństwo. Wyjazd prezydenta Kaczyńskiego do Gruzji nie był realizacją jego prywatnych upodobań, lecz elementem strategii, której celem jest niezależność energetyczna Polski.
Dlatego trudno mieć do Kaczyńskiego pretensje, że wspiera Gruzinów i wybrał się w podróż, której konsekwencji nie mógł przewidzieć. Wątpliwości w sprawie incydentu w Gruzji jest wiele. Nie sądzę, aby zostały jednoznacznie wyjaśnione. Nie można jednak zapominać, że najważniejsze pytanie w tej sprawie nie dotyczy szczegółów ryzykownej wyprawy, lecz tego, co robił rosyjski bądź osetyński patrol na suwerennym terytorium Gruzji.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Fakty i opinie - komentarz: Andrzej Grajewski