Kości, czaszka, zęby, a także drewniane berło, jałmużniczka i czarny krzyż w wawelskiej katedrze – to ocalałe szczątki świętej królowej Jadwigi oraz przedmioty ją „pamiętające”. Czy zbliżają nas do niej, czy oddalają? Czy opowiadając historie dawnych bohaterów, zdawać się mamy jedynie na analizy historyków, czy warto szukać innych przestrzeni spotkania? O wierze w tajemnicę świętych obcowania, listach do Jadwigi i liczeniu kostek.
Był rok 1987 – wspomina ks. Jacek Urban kanonik krakowskiej kapituły katedralnej – przenoszono relikwie królowej Jadwigi z sarkofagu kararyjskiego do antypendium krzyża. Piękny marmurowy pochodzący z 1902 roku sarkofag składa się z dwóch części. Górna z postacią królowej została lekko uniesiona w kierunku kaplicy zygmuntowskiej. Byłem notariuszem – mówi ksiądz profesor – siedziałem najbliżej z maszyną do pisania marki Erika na kolanach. Szybko podniosłem się, zajrzałem do środka i zobaczyłem... skrzynkę pocztową. Spodziewałem się, że będzie tam trumna, a tymczasem było tam kilkaset listów. Co się stało? W 1902 roku, kiedy przeniesiono tam szczątki królowej, zanim zamurowano szczelinę pomiędzy podstawą a górną częścią sarkofagu ludzie wrzucali do Jadwigi listy. Wrażenie po otwarciu było niesamowite, strach, że ktoś się wkradł, a tymczasem był to wyraz tego, jak bardzo ludzie czuli, że mogą do niej się zwracać, pisać, czekać na pomoc. A to działo się ponad 500 lat po śmierci królowej.
Jak jest dziś? Czy też czujemy więź z młodziutką królową, którą – jak chciał Długosz – cechowała "sędziwego wieku powaga"? Można znaleźć wiele rozproszonych informacji dotyczących rodziny Jadwigi d'Anjou, jej wychowania, wykształcenia, religijności, charakteru, kontaktów dyplomatycznych, czy znaczenia politycznego jej małżeństwa. Jednak wawelskie wzgórze, które odwiedzamy, podsuwa jeszcze inną drogę poznania polskiej świętej. Ta droga to wiara w możliwość spotkania. Spotkania duchowego. Nie chodzi o wiarę w duchy, ale wiarę w tajemnicę świętych obcowania. Takim doświadczeniem dzieli się ksiądz profesor Jacek Urban, wspominając jedne z badań anatomicznych szczątków Jadwigi.
– Medycy anatomowie wyjmują z trumny poszczególne kości, niczego nie brakowało palce, paznokcie, zęby... Nagle naukowcy wyszli, zorientowałem się, że jestem sam, a obok mnie jest królowa Jadwiga. Nie odczuwam żadnego strachu, nie wzdrygam się na myśl, że jestem ze zwłokami. Po chwili pomyślałem, super, że tu jestem i że nie ma nikogo. Czułem się wyróżniony, że ja zwyczajny ksiądz mogę tu siedzieć spisywać, co pada z ust anatomów, a ona jest tu u siebie. Mogłem słuchać, jak zastanawiają się, czy to prawda, że nie mogła donosić ciąży, bo miała źle ukształtowaną miednicę. Sprawdzają i mówią, że wszystko jest ok, że to nie żadna klątwa Andegawenów, że była dobrze zbudowana. Jej ciało w trumnie nie jest ułożone symetrycznie, wszystko wskazuje, że była pochowana ze swoją nowonarodzoną córką, na którą wraz z Jagiełłą czekali aż trzynaście lat.
Opowieść ks. prof. Urbana o roli politycznej Jadwigi, jej działaniach dyplomatycznych, aktywności intelektualnej i życiu duchowym przeplata się z osobistą refleksją. Znam Jadwigę, spotykam się z nią, zdaje się mówić krakowski kanonik, i wraca do opowieści o radości z ciąży królowej, która opanowała Wawel w roku 1398 r. Cieszono się tak bardzo, że o zbliżającym się terminie porodu poinformowany został papież Bonifacy IX, którego zaproszono również na chrzciny. Papież w zastępstwie posłał scholastyka krakowskiego Wojciecha Jastrzębca z Lubnicy na przyszłe uroczystości z pełnymi uprawnieniami, nakazując nadać przyszłemu potomkowi swoje imię, dostosowując je odpowiednio do płci. Królowa urodziła córkę 22 czerwca 1399 roku. Nadano jej imię Elżbieta Bonifacja. Jednakże poród był bardzo trudny. Dziecko zmarło po trzech dniach, po kolejnych trzech odeszła królowa. Tak wspominając ostatnie dni Jadwigi kierujemy się do czarnego krzyża – najświętszego miejsca w wawelskiej katedrze. Dlaczego? O tym warto posłuchać w audycji Radia eM Blaski średniowiecza:
Krucyfiks Królowej Jadwigi na Wawelu i relikwiarz z szczątkami ŚwiętejDominika Szczawińska/Radio eM