Tel Awiw, Warszawa. W czasie wizyty w Izraelu premier Tusk po raz kolejny zapewnił, że w tym roku rozwiązana zostanie kwestia reprywatyzacji mienia, m.in. pożydowskiego, znacjonalizowanego po 1945 r.
Przygotowywana ustawa obejmować będzie wszystkich, którzy w 1939 r. posiadali polskie obywatelstwo, bądź ich spadkobierców. Premier ostatnio mówi o reprywatyzacji głównie przy okazji spotkań ze środowiskami żydowskimi. To błąd. Stwarza bowiem fałszywe wrażenie, że to głównie problem obywateli polskich narodowości żydowskiej, a przecież tak nie jest.
W Polsce działają dobrze zorganizowane środowiska byłych właścicieli, którym po wojnie znacjonalizowano majątek. Nie słyszałem jednak, aby przed nimi rząd składał deklaracje w sprawie reprywatyzacji. Jeśli tym razem mamy rzeczywiście doprowadzić ten proces do końca, dyskusja o reprywatyzacji powinna się toczyć głównie w kraju. Trzeba także wszystkim zainteresowanym jasno uświadomić, że wysokość i rodzaj ustawowych odszkodowań musi być kompromisem między oczekiwaniami byłych właścicieli i ich spadkobierców a możliwościami Skarbu Państwa.
Ten trudny i drażliwy problem powinien być w końcu uregulowany. Fakt, że od 1989 r. w parlamencie upadło 20 projektów ustaw reprywatyzacyjnych, dowodzi, jak trudno będzie uzyskać w tej sprawie konsensus społeczny. Ostatni projekt, przygotowany przez rząd Marka Belki, zakładał, że byli właściciele otrzymają 15 proc. wartości ich majątków, i także utknął w komisjach sejmowych. Rząd powinien już wkrótce wyraźnie powiedzieć, komu i ile chce zwracać, a nie występować z ogólnikowymi deklaracjami w sprawie, w której liczy się każde słowo.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
oprac. ag