Tegoroczny Song of Songs wytrącił wielu z równowagi. Dzięki Bogu.
Niewiele brakowałoby, a S.O.S. utopiłby się we własnym sosie. „Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem” – na murze toruńskiego bulwaru nad Wisłą wymalowane są cytaty z „Rejsu”. „Melodie, które już raz słyszałem” – tak można było nazwać ubiegłoroczną odsłonę festiwalu. – Czy to muzyczne getto? – drapali się po głowie ludzie czytający wówczas „spis lokatorów” imprezy. Tym razem było inaczej. Pierwszego dnia obok zespołów chrześcijan po raz pierwszy na festiwalu wystąpiły kapele niezwiązane z tą sceną.
Paluchy w drzwiach przytrzasnę
– Na początku trochę baliśmy się tego rozwiązania, ale uznaliśmy, że nie ma innego wyjścia – opowiada Wojciech Zaguła, organizator toruńskiej imprezy. – Jak na dłoni widzieliśmy, że 10 lat wałkowania muzyki polskich chrześcijan nie wnosi już niczego ożywczego. Ciągle ci sami ludzie, z lepszymi lub gorszymi koncertami. Wyglądało to trochę tak, jakby w tej dzieży zabrakło nowego zaczynu. Widzieliśmy, że nie da się już z tego upiec świeżego chleba. Zacząłem uważniej obserwować rynek muzyczny poza sceną chrześcijan. Głównie w warstwie przekazu, idei. Już wcześniej zachwyciłem się Lao Che. To nieprawdopodobne zjawisko na alternatywnej scenie muzycznej. To samo o kapeli mówili Robert Friedrich i Darek Malejonek. – Ostatnia kontrowersyjna płyta Lao Che jest dla mnie jak rozmowa Tewjego Mleczarza ze „Skrzypka na dachu” z Panem Bogiem. To nie tyle złośliwa ironia, co raczej szczere przekomarzanie się z Bogiem – opowiadał Maleo. Nic dziwnego, że płocki zespół zagrał na scenie. I to jak. To był najlepszy koncert pierwszego dnia. Gdy kapela zagrała kawałki ze swej znakomitej płyty „Powstanie Warszawskie”, po plecach chodziły ciarki. „Stare Miasto, Stare Miasto wiernie ciebie będziem strzec” – śpiewał Spięty, lider zespołu, a tuż obok mnie długowłosi faceci ukradkiem ocierali łzy. Emocje sięgnęły zenitu. Gdy wokalista śpiewał refren „Czarnych kowbojów”: „Będę czekał nie zasnę, paluchy w drzwiach przytrzasnę” – miałem wrażenie, że to krzyk ogromnej tęsknoty za niebem. Schodząc ze sceny, zawołał: Z Bogiem. Nie wyczułem w tym cienia ironii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz , zdjęcia Jakub Szymczuk