Myśl: Niejeden proboszcz i wikary nie mógłby służyć parafii, gdyby ktoś im nie służył. Na dobry początek
Kłopoty na drogach, większe na parkingach. Dlatego staram się żyć w zgodzie z parkingowymi. Motyw mam jednak głębszy – po moim Tacie odziedziczyłem poczucie szacunku dla każdego człowieka – to jeden z kanonów lwowskiej duszy, gdzie „hrabinia” nie była stawiana wyżej kwiaciarki, lecz obie wysoko cenione. Wierny temu dziedzictwu zwykle przystanę przy parkingowym (i nie tylko), pogadam. Zawsze jest o czym. Kiedyś jeden zaczął mówić o swoich proboszczach – jako że widział, iż z księdzem ma do czynienia.
Nie moje strony to były, ale akuratnie znałem i tych dawnych proboszczów, i obecnego. Każdy inny. Nie czas i miejsce kreślić ich portrety. Bo w opowieści parkingowego zobaczyłem jego portret. Mówił o księżach, ale ja zobaczyłem obraz człowieka, który od kilku dziesiątków lat służy swoim duszpasterzom. Na różne sposoby. Woził, załatwiał, dbał o kościół i plebanię. Gdy proboszcza na stare lata dotknął paraliż – był pielęgniarzem w najzwyklejszych, a trudnych potrzebach.
Ta parkingowa rozmowa, krótka, o rwącym się wątku opowieści, uświadomiła mi jeszcze raz, że w każdej parafii takich ludzi spotkać można. I tu mógłbym zacząć wyliczankę. Obserwuję to zwłaszcza w czasie rekolekcji – takie spojrzenie z boku pozwala zobaczyć więcej. Wśród ludzi oddanych proboszczom i parafii (ważne jest to „i” pośrodku) są mężczyźni, są kobiety, są starsi, są młodzi. Nieraz posądzani przez innych, jaki to interes robią przy plebanii. Jak znam życie i te wszystkie pomocne dusze, to i tak dobrze, jeśli do interesu nie dokładają. Niejeden proboszcz (a i wikarzy) nie mógłby służyć parafii, gdyby ktoś im nie służył. Dlatego zwracam się do wszystkich, których to może obchodzić (to taki zwrot z amerykańskich certyfikatów), by dobrze patrzyli, jak wiele dobra parafiom czynią ci ludzie.
Parafiom – czyli Kościołowi. Chyba trzeba tu mówić o takim niezdefiniowanym powołaniu. Bo oni nie są w stanie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego to robią. Ma taki człowiek swoją rodzinę, swój dom, swoje źródło utrzymania – a potrafi znaleźć jeszcze czas i siły, by angażować się na plebanii. Wiem, co mówię. Czasem pytałem, dlaczego to robią. Patrzyli wtedy na mnie, jakbym ich pytał, dlaczego pietruszka rośnie zielonym do góry. Taki brak odpowiedzi interpretuję jako oznakę powołania.
Byłem kiedyś świadkiem, jak ktoś huknął na takiego dobrego człowieka (nie będę donosił kto na kogo): „do kuchni!!!”. Ale bywają bardziej wyrafinowane sposoby krzywdzenia tych, którzy tak wiele dobrych śladów zostawiają po sobie każdego dnia. A ci dobrzy ludzie mimo wszystko wciąż trwają w swoim powołaniu służenia. Śpieszmy się ich zauważyć, zanim odejdą.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz parafii Nowy Świętów