Myśl: Czasem tak mi się zdaje, że ci, co to zmarnowali najwięcej, pierwsi są w osądzaniu innych.
Z mojego okna to czasem też coś słychać. Mam słaby zasięg, rozmawiam więc „przez okno”. Zadzwoniło znowu miłe, młode stworzenie. Cenię tę dziewczynę. Ma fantazję, jest pracowita, ma zasady. Ma swoje wady – i to jest sympatyczne, bo nie pretenduje do roli ideału. Opowiada o studiach. I o pracy – zawodowej i domowej. „Wie ksiądz, czasem mam takiego doła, że płakać mi się chce. Haruję, siły już nie mam – i po co mi to wszystko?”. Ale przecież... – zaczynam morały. Przerwała mi. „Niech ksiądz da spokój. Tak się patrzę, moja rówieśnica dziecko ma odchowane, mąż za granicą, pieniądze przywozi, ona ma zawsze wolne, wypoczęta, wyspana, uśmiechnięta, nawet w nocy ma spokój...”. Teraz ja przerwałem: I chciałabyś tak? „Jak jestem zmęczona pracą, nauką, tymi cholernymi dojazdami... – to czasem tak”. Odniosłem wrażenie, jakby się przestraszyła własnych słów. Zmieniłem temat. Zapytałem: A co robisz w sobotę? „W sobotę? Mamy zajęcia z prawa finansowego. Pojadę o siódmej, zdążę”. Ugryzłem się w język, bo chciałem chlapnąć: I po co ci to?
Panie Boże, pomyślałem, coś Ty nierówno dzielisz! I teraz ja przestraszyłem się swoich myśli. Czy to Pana Boga sprawa ustawiać ludzi po tych dwóch stronach sceny? Jedni – aktywni, drudzy – bierni. Jedni chcą coś osiągnąć i pociągają za sobą innych. Drugim dobrze w ciasnym grajdołku i mimo woli wciągają tam otoczenie. Może jedni zostali bardziej obdarowani przez los (a może przez Pana Boga?). Innym gorzej się powiodło i trudno ich winić za to. Nie, tych nie winię, tamtych nie wychwalam. Tylko pytam. Czy te różnice wynikają z większego bądź mniejszego obdarowania szansami, zdolnościami, odrobiną szczęścia? Czy raczej z własnych zasług jednych, a zaniedbań tych drugich?
A może po prostu wszystkich Bóg obdarował wystarczająco, ale przecież każdego i każdą inaczej? „Nie każdy musi być Einsteinem” – powiedziała mi kiedyś mała Julka z zerówki. W rzeczy samej, nie każdy musi być nie tylko Einsteinem, ale nawet inżynierem czy mieć maturę. Iluż ja znam takich ludzi – prostych, niewykształconych, a bogatych duchem, mądrych życiowo, zaradnych i aktywnych. Nie siedzą w grajdołkach, stają się w otoczeniu siłą napędową rodzinnego i społecznego życia. Znam i takich, którzy zdolności, możliwości, szanse i uśmiech losu utopili w lenistwie, gnuśności, pijaństwie, cwaniactwie. Sieją wokół siebie albo zamęt, albo stagnację – i nie wiadomo, co gorsze. Co z tych moich rozważań wynika? Otóż przestroga, by z jednej strony nie oceniać nikogo z pozorów ani według obiegowych schematów. A z drugiej, by samemu nie zmarnować tego, czym każdy został obdarowany. Czasem tak mi się zdaje, że ci, co to zmarnowali najwięcej, pierwsi są w osądzaniu innych.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz parafii Nowy Świętów