Mówiąc o wiosennych porządkach, mamy na myśli ogródek albo piwnicę. U mnie jednak sytuacja jest inna: na biurku zgromadziłem prawdziwe Himalaje papieru
Na ogół mówiąc: wiosenne porządki, mamy na myśli jakiś ogródek albo przynajmniej klombik. Ewentualnie piwnicę albo składzik, w którym „higiena” się zalęgła i trzeba wyczyścić, wydezynfekować i wywietrzyć. U mnie jednak sytuacja jest inna: ja mam do zrobienia porządki na moim biurku. Od lat gromadzę bowiem różne papiery. Niby robię to w sposób krytyczny, ale po latach urosły pod moim nosem prawdziwe Himalaje papieru, kartek i spinaczy. Prawdziwa orogeneza katowicka. Gdyby to widział jakiś ekolog, pogratulowałby na pewno roztropności – nic nie ulega zniszczeniu, surowce wtórne walają się po biurku. Gdyby to widział Herkules, to z płaczem wróciłby do czyszczenia stajni Augiasza. Gdy na to spojrzała moja Mama, to widząc, że namawianie mnie do zrobienia porządków jest bezcelowe, postanowiła zrobić mi niespodziankę i kupiła szafkę, do której mam odkładać to, co niepotrzebne.
Wkrótce się okazało, że większość rzeczy jest potrzebna, niezbędna i przyda się na pewno. Znalazłem tam nawet takie dokumenty, których istnienia nie podejrzewałem, albo już dawno o ich istnieniu zapomniałem. Na przykład listę obecności na spotkaniu absolwentów wydziału sprzed paru lat – miałem ją wykorzystać, ale zaginęła. Znalazłem też list, o którego zwrot byłem proszony i musiałem odmówić, bo nie mogłem go znaleźć (myślałem, że jest w szafie, gdy on leżał spokojnie na biurku). Mój Boże, jak by to ujął kustosz muzeum na Kahlenbergu, ileż to różnych rzeczy pomieści się na takim biurku! (On mówił, co prawda, o bałaganie w austriackich sercach i umysłach, ale w końcu bałagan to bałagan).
Po pewnej chwili doszedłem do wniosku, że jednak część „zagadnień”, jak by to ujął mój młodszy brat, straciła na aktualności i wątpliwe, by odzyskała świeżość, zanim ja stanę się nieświeży. Postanowiłem więc wyrzucić część papierów. Usunąłem też pokaźną ilość starych długopisów, które już dawno wyschły. Dorzuciłem kilkadziesiąt nośników informacji elektronicznej – od czasu gdy można kupić pendrive’y, dyskietki są już passées. Co najważniejsze, zdecydowałem o usunięciu drukarki! Zrobiło się przestronnie. Choć musiałem jeszcze przejrzeć każdą kartkę i posegregować pozostałe na biurku materiały, poszło już relatywnie łatwo: koszulki plastikowe w jedno miejsce, puste teczki w drugie, czyste kartki – w trzecie, dokumenty – do szafki, zakupionej przez moją rodzicielkę. Wymyśliłem też słodki rewanż: postanowiłem wyremontować łazienkę. Mama jest przerażona, zwłaszcza że najpierw trzeba będzie przesunąć junkersa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim