Ponieważ robi się coraz bardziej zielono, nie widzę billboardów wyborczych i nie muszę się denerwować
Zbliżają się wybory do Parlamentu Europejskiego; według sondaży weźmie w nich udział 13 proc. potencjalnych wyborców. To nie za dużo, jak na zestaw nazwisk kandydatów, ale i nie za mało, jak na wysiłki propagandowe. Nawiasem mówiąc, nie całkiem rozumiem, o co chodzi ze słynnym „spotem” PiS-u, którym wszyscy się zainteresowali, a większość się oburzyła. Jeśli był interesujący, to przemawia na jego rzecz. Podobnie, jeśli kogoś oburzył: w końcu do obowiązków partii opozycyjnych należy oburzanie zwolenników partii rządzących. To, że złośliwie zakpiono z obietnic wyborczych PO, należy do standardów światowych.
Sam doskonale pamiętam dyskusję poprzedzającą wybory prezydenckie w USA w roku 1996. Kandydat republikański skomentował wówczas słowa „Chyba panu żyje się lepiej”, wypowiedziane przez ustępującego prezydenta Clintona, który twierdził, że jego rządy spowodowały, iż ludziom żyje się lepiej. Z drugiej strony odpowiedział poseł Palikot, żądając ustąpienia prezydenta lub wiarygodnego oświadczenia, że nie cierpi on na chorobę alkoholową. Uff! W każdym razie, jak na spodziewane 13 proc. głosujących, wysiłki są zdecydowanie nieadekwatne. Dotyczy to w równym stopniu kompletowania listy kandydatów, co ich promowania. Chociaż trudno byłoby potępić w czambuł wszystkich starających się o wybór: moja bratowa przekonuje mnie na przykład do głosowania na jedną z osób, o której słyszała, że jest aktywna i rzetelna, a przy tym pracowita. Może jednak pójdę na te wybory?
Na razie jednak chodzę na długie spacery, co wpływa w określony sposób na moją kondycję oraz sprawność. Ponieważ robi się coraz bardziej zielono, nie widzę billboardów wyborczych i nie muszę się denerwować. Listowie przykrywa też góry śmieci, które psują piękny polski krajobraz. Jak wiosna wpłynie na nasze obyczaje, to już trudno przewidzieć, jednak nie traćmy nadziei. Wraz z wiosną nadchodzi pora wyznań miłosnych i sercowych uniesień, więc należy założyć, że będziemy dla siebie lepsi. A w każdym razie niektórzy z nas będą lepsi dla niektórych. Może nawet oddaliby swój głos na jego lub jej kandydaturę, ale nie wydaje się to potrzebne. W dodatku przy tak niskiej spodziewanej frekwencji mogłoby to oznaczać wybór, a więc wyjazd do Brukseli. A czy zakochani potrafiliby się rozstać na tak długo? Chyba nie. Zaś pobyt w Brukseli może być w sumie dość męczący: zarabia się tam więcej niż u nas, ale na co można te pieniądze wydać? Na ostrygi, frytki, pralinki i piwo owocowe. To już lepiej odpuścić z tym głosowaniem i poprzestać na bardziej tradycyjnych sposobach wyznawania miłości.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim