Skoro abonament nie jest „konsumowany” przez widzów, bo ci wolą oglądać prywatne stacje, to może nie ma o co kruszyć kopii?
Wiele czasu spędzam ostatnio przed telewizorem, oglądając mimo woli programy wybierane przez moich towarzyszy niedoli. Przy okazji odkryłem pewne nowe, nieznane mi wcześniej audycje, w tym na przykład serial o detektywach, nadawany przez TVN. Podobnie jak słuchając radia, zorientowałem się, że ludzkość mi współczesna nastawia RMF FM. Wszystko to nieco wywróciło moją hierarchię ważności, w tym nakazało z pewną ostrożnością odnieść się do sporów o abonament. Skoro i tak nie jest on „konsumowany” przez ewentualnych widzów i słuchaczy, bo ci wolą słuchać i oglądać programy nadawane przez prywatne stacje, to może istotnie nie ma o co kruszyć kopii?
Jest jednak serial nadawany przez telewizję publiczną, który oglądam na okrągło. Chodzi o „Doktora House’a”, emitowanego w czwartki przez Program 2 TVP. Przyznam zresztą, że ta moja sympatia nie jest podzielana przez wspomnianych towarzyszy niedoli, którzy z wątków dotyczących służby zdrowia wolą „Na dobre i na złe”. Można tam sobie pooglądać oderwane od życia sceny z funkcjonowania polskiej służby zdrowia, która się jakoś nie martwi o finansowanie procedur medycznych. Ale najwyraźniej taki obraz jest potrzebny cierpiącym.
Natomiast doktor House, ze swoją nieodłączną laseczką i oryginalnym trybem życia, jest trochę nie z tej ziemi. Analizuje beznadziejne przypadki (podobno rzeczywiście spotykane) i podaje rozwiązania zagadek medycznych, nad którymi głowią się jego koledzy i współpracownicy. Jednak nad tokiem myślenia doktora trzeba się skupić, a atmosfera na sali szpitalnej nie sprzyja skupieniu. Pewnie dlatego nie byłem w stanie obejrzeć ostatniego odcinka, bo sąsiad kategorycznie zażądał zgaszenia światła i telewizora o 22. I miał do tego prawo, bo przepisy regulują kwestię ciszy nocnej jednoznacznie: od 22.00 do 6.00 chory ma przywilej leżeć w ciszy.
Leżąc w ciszy, chory może się zastanowić nad serialem, który chciałby oglądać. A może nawet wystąpić w nim, choć niekoniecznie w głównej roli. Otóż oprócz telewizorów współczesne szpitale oferują posługę kapłańską. Gdzieniegdzie ksiądz (lub szafarz) roznosi Komunię św., nie pozwalając na słodkie lenistwo w łóżku, gdzie indziej czeka w kaplicy szpitalnej, aż chętni sami przyjdą. I tutaj czeka z propozycjami seriali: w ciągu roku jest to pięćdziesiąt parę odcinków coniedzielnej Mszy św. plus kilka odcinków dodatkowych z okazji wielkich świąt. W Wielkim Poście dochodzą dodatkowo seriale składające się z 14 odcinków (Droga Krzyżowa) i oraz produkcje liczące od trzech do czterech odcinków (rekolekcje). Wystarczy wybierać i włączyć (się).
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim