Z jednej strony zawłaszczenie religijnej tradycji, z drugiej natręctwo nowoczesnego kiczu, zgiełk i rozrzutność. Gdzie tu miejsce dla Dzieciątka?
Im wolniej się poruszamy, tym szybciej biegnie czas. Dawniej potrafiliśmy przejść dziesiątki czy setki kilometrów między kolejnymi świętami. Dzisiaj zdaje się, że dopiero co gotowaliśmy w kuchni jajka na Wielkanoc, by po paru krokach stwierdzić, że obok w pokoju świeci się choinka i czas śpiewać kolędy. Wraz z wiekiem coraz bardziej Narodzenie łączy się ze Zmartwychwstaniem i wielbimy Pana, że dzięki łasce długiego życia możemy w mgnieniu oka dostrzec sens Bożej peregrynacji od żłóbka do Bożego Grobu: i tu, i tam aniołowie głoszą radość! OK, to jest felieton, a nie kazanie, więc zstąpmy z wyżyn.
Wraz z upływem lat nie tylko my się zmieniamy i czas biegnie szybciej, zmieniają się również czasy, w których żyjemy. Niby teraz jest łatwiej przygotować święta, byle tylko portfel nie był pusty. Ale nic za darmo! Niedawno usłyszałem od pewnej pani, że trochę żałuje tych niekończących się kolejek i wypraw na drugi koniec miasta po słodycze, na trzeci koniec po choinkę, a na czwarty po ryby. Adwent nie był wtedy radosnym czasem oczekiwania, ale miesiącem stawania na głowie. Od tego stawania najbardziej bolały nogi, za to radość ze zdobycia czegokolwiek przepełniała serca.
Łatwiej było zrozumieć trud bezdomnej Świętej Rodziny. Dzisiaj biegamy po sklepach, od listopada dzwonią dzwoneczki (a raczej „jinglują bellsy”) i jakoś dziwnie bardziej jesteśmy znużeni niż dawniej. W dodatku jedni obrzydzają nam święta jako triumf komercji, inni przestrzegają przed świętowaniem, bo to mogłoby obrazić czyjeś uczucia (wkrótce ci wrażliwcy zakażą wesel ze względu na odczucia starych panien i kawalerów), jeszcze inni proponują pochylić się nad probówką zamiast nad Żłóbkiem. Zamiast księcia Gotfryda, rycerza Gwiazdy Wigilijnej i wigilijnej przemiany Ebenezera Scrooge’a zobaczymy raz jeszcze przygody Kevina w Nowym Jorku – skądinąd sympatycznego dzieciaka, który jednak ma tyle wspólnego z przesłaniem Bożego Narodzenia co piernik z wiatrakiem.
Porządnych katolików drażni to całe zamieszanie: z jednej strony zawłaszczenie religijnej tradycji, z drugiej natręctwo nowoczesnego kiczu, zgiełk i rozrzutność. Gdzie tu miejsce dla Dzieciątka? Ciekawe, w Betlejem też miejsca nie było, a mimo tego Pan zstąpił z nieba. Do pasterzy, ale również do tych, którzy w przepełnionych gospodach nie słyszeli Jego kwilenia. Porządni pasterze może i mieli ochotę uciszyć tłum, ale na szczęście tego nie uczynili. Może Pan Jezus potrzebuje niesprzyjających okoliczności, by rodzić się w sercach ludzi?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim