Stosunek do księży, zakonników i zakonnic jest chyba bardziej skomplikowany, i bardziej zróżnicowany niż dawniej
Trzeba było gdzieś przenocować, zatrzymałem się u sióstr w Witowie. Byłem tu już kiedyś. Przyjęła mnie s. Agnieszka. Rozmawiamy przy kolacji, a było nas kilkoro. „Nie ma to, jak przyjechać pierwszy raz w habicie do domu. Od razu widać, kto jest kto z dawnych znajomych”. Popatrzyliśmy na nią pytająco. „Jedni witają serdecznie, inni udają, że nie widzą, są i tacy, którzy ostentacyjnie się odwracają”. Dwa dni wcześniej rozmawiałem z diakonem naszego seminarium. Przemek też opowiadał o reakcjach na jego (i kolegów) widok na ulicach Opola. Od skrajności w skrajność. Od życzliwych słów, uśmiechu, pozdrowienia – po naplucie pod nogi.
Gdy o takich reakcjach opowiadali młodzi franciszkanie z Pragi (a było to ponad dziesięć lat temu), wydawało się, że w Polsce jest to niemożliwe. Owszem, bywały sytuacje dziwne, nawet śmieszne. Sam takiej doświadczyłem prawie czterdzieści lat temu. Szedłem ulicą, to samo Opole, wojewódzkie i biskupie zarazem. Z naprzeciwka spieszył profesor liceum, w którym przed laty zdawałem maturę. Byłem nie tylko w koloratce, ale cały na czarno, a więc widoczny. Pomyślałem, że niezręcznie minąć nauczyciela, ale równie niezręcznie powitać „szczęść Boże”. Czasy były wtedy mocno „czerwone”. Ubiegłem go więc zwyczajnym „dzień dobry”. A on gimnastykował się w rozmowie, wyraźnie nie wiedząc, jak się do mnie zwracać – czy po imieniu, jak do dawnego ucznia, czy per „pan”, czy „ksiądz”. Jakoś udało się wybrnąć z niezręcznej sytuacji, która wcale nie musiała być taka. Ale takie czasy były.
A jakie są dzisiaj? Politycznie czy raczej reżimowo inne. Jednak stosunek do księży, zakonników i zakonnic jest chyba i bardziej skomplikowany, i bardziej zróżnicowany. Bo z jednej strony my sami (duchowni) jesteśmy bardziej zróżnicowani, co gołym okiem widać. Pobożniejsi i bardziej światowi. Skromni i kłujący w oczy zamożnością. Życzliwi i oschli. Prostolinijni i cwani. Dłuższa mogłaby być ta lista przeciwieństw. Może krótsza w przypadku sióstr zakonnych, ale też jakaś by była. Z drugiej strony jawność publicznego życia potęgowana przez wrogość mediów (no, może część ludzi mediów) potęguje widzenie kontrastów – i tych rzeczywistych, i tych wyimaginowanych, ale także tych oszczerczych. Obecność duchownych była i będzie znakiem sprzeciwu. Nie powinna jednak być powodem zamętu. Nigdy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów