Szli, krzycząc "jedność, jedność"

Najlepsze rządy nie zrobią nic, jeśli trwał będzie kryzys demograficzny, jeśli nie będzie Polaków.

Głód jedności jest jednym z największych pragnień polskiej opinii publicznej. Skoro jednak w tytule sparafrazowałem Słowackiego, trzeba parafrazę dokończyć i zapytać: jedność – ale jaka? Różnice polityczne nie są niczym złym. Przeciwnie – jak bez nich moglibyśmy wybierać rząd reprezentatywny? Różnić się nie wolno jedynie w kwestii zasad, na których opiera się społeczeństwo. Gdy politycy zaczynają w tych sprawach dzielić opinię publiczną – polityka zaczyna niszczyć społeczeństwo. Takie są zasady etyki katolickiej, świetnie wyłożone w jednej z ostatnich instrukcji Kongregacji Nauki Wiary pod prefekturą Josepha Ratzingera. Potrzeba nam więc jedności, która przekraczałaby podziały, bynajmniej ich nie zacierając. Takiej jedności, którą wolne państwa uświadamiają sobie w chwili wielkich narodowych dramatów. Anglicy nazywali to war cabinet i zawsze, w najbardziej krytycznych narodowych momentach, potrafili je powołać. Taką właśnie jedność reprezentował również pierwszy rząd gen. Sikorskiego, powołany po zamordowaniu prezydenta Narutowicza; a także rząd Tomasza Arciszewskiego, w którym prawica narodowa i patriotyczna lewica zjednoczyły się, by bronić Polski w obliczu zdrady jałtańskiej. Jedność jest zawsze jednością dla dobra wspólnego narodów – nigdy zamiast. Choć, niestety, za pomocą szantażu „jedności” dobro wspólne próbowano wielokrotnie unieważnić.

Za rozbijanie jedności uznawano bowiem już pojawienie się w opozycji demokratycznej prawicy (wraz z Ruchem Obrony Praw Człowieka i Ruchem Młodej Polski). Koledzy z KOR, na ogół o mocno lewicowych poglądach, mówili, że żadna prawica w Polsce nie jest potrzebna – bo dziś jest czas walki o wolność. A na naszą odpowiedź, że wolność należy zdefiniować – na przykład wolność nierodzenia czy wolność urodzenia się – odpowiadali, że dziś są to kwestie abstrakcyjne. Od niepodległości dzieliło nas ledwie 10 lat, a gdy po ich upływie koledzy z opozycyjnej lewicy w imieniu „Solidarności” przejęli „Gazetę Wyborczą” – bynajmniej nie zachowali neutralności w tych jeszcze wczoraj „abstrakcyjnych” kwestiach. Rozbijaniem jedności miało być oczekiwanie dekomunizacji od rządu Tadeusza Mazowieckiego. Wielu Polakom przyjemnie było żyć w złudzeniu wielkiej solidarnościowej wspólnoty i woleli nie widzieć ani konsolidacji wielkich nomenklaturowych fortun, ani utrwalania struktury społecznej ukształtowanej przez PRL, ani tego, że dla wielu „naszych” już dawno przestaliśmy być „nasi”. Rozbijaniem jedności miało być żądanie od Lecha Wałęsy wykonania jego programu, szczególnie w dziedzinie wsparcia prawicy i lustracji. Tymczasem jego projekt Karty Praw (przygotowanej przez grono ultraliberalnych doradców) mógłby powstać w kancelarii najbardziej lewicowego prezydenta. Jedność miała rozbijać wówczas i prawica katolicka, krytykująca tę Kartę, i Jarosław Kaczyński, gdy odszedł z Kancelarii Prezydenta, nie godząc się z syndromem wachowszczyzny.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marek Jurek, historyk, przewodniczący Prawicy Rzeczypospolitej, były marszałek Sejmu