Unia jest zajęta walką o prawo wszystkich do wszystkiego. Z wyjątkiem chrześcijan
Wchodzący właśnie w życie traktat lizboński był lansowany pod hasłem, że sprawniejsze działanie Unii jest uwarunkowane stworzeniem silniejszych centralnych organów wykonawczych. Tymczasem sprawność organizacji zależy nie tylko od jej prawnie umocowanych instytucji, ale także, a może przede wszystkim, od woli jej członków. Po ostatnim szczycie unijnym i powołaniu mało znanych polityków z Belgii i Wielkiej Brytanii na kluczowe stanowiska przewodniczącego Rady Unii oraz Wysokiego Przedstawiciela Do Spraw Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa powstaje uzasadniona wątpliwość, czy szermierze traktatu lizbońskiego naprawdę pragnęli wzmocnienia sprawności Unii, czy też stworzenia bardziej szczelnego przykrycia faktycznych rządów głównych hegemonów unijnych.
Praktyka Unii Europejskiej coraz bardziej oddala się od traktatowej teorii. Mówi się na przykład, że wszystkie państwa rezygnują z części swej suwerenności w imię interesu wspólnego. Tymczasem ostatnie lata pokazały, że model państwa narodowego, pozostaje – nawet przy założeniu, że rozumiemy naród jako wspólnotę polityczną, a nie etniczną – głównym podmiotem stosunków międzynarodowych, w tym także stosunków w ramach Unii Europejskiej. Choć de iure suwerenność państw członkowskich jest stale ograniczana, to de facto najsilniejsze z nich – Francja, Niemcy i Wielka Brytania – prowadzą w ramach Unii samodzielną politykę. Prowadzi to do sytuacji, w której w Unii rośnie dystans między państwami „równiejszymi” i państwami „mniej równymi”.
Te pierwsze zachowują model państwa narodowego, te drugie są nakłaniane do zatracania takiego charakteru. Problem polega także na tym, że nie bardzo wiadomo, kto jest suwerenem w Unii. W najnowszej historii suwerenem polityki był naród. Rozwój Unii Europejskiej niezwykle skomplikował pojęcie suwerena polityki. Zanim bowiem powstał masowy naród europejski, nawet w sensie politycznym, powołano instytucje reprezentujące ten naród. W tej sytuacji za naród europejski zaczynają się uważać setki tysięcy urzędników unijnych i entuzjastów europejskiego państwa ponadnarodowego, odrywając się od wyobrażeń i przyzwyczajeń setek milionów obywateli krajów członkowskich.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wojciech Roszkowski, historyk, publicysta