Kochana młodzieży, życie nie jest takie złe i głupie, ktoś wam robi wodę z mózgu.
W różnych wersjach krążyła dawniej w Europie niemiecka opowieść o szczurołapie, który grą na fujarce wywabiał z miast szczury, zapobiegając roznoszeniu przez nie zarazy. Zbiesiwszy się z powodu odmowy zapłaty w pewnym mieście, omamił swą grą dzieci i wywiódł je na zatracenie. Piszczałki, a właściwie głośniejsze dźwięki muzyczne szczurołapów są dobrze słyszalne i dziś. Można je usłyszeć w bardzo wielu utworach muzyki pop, a w sensie przenośnym – w najpopularniejszych przejawach współczesnej kultury.
Wystarczy przejrzeć kilka numerów dodatku kulturalnego do „Dziennika”, by dojść do wniosku, że kultura obraca się od pewnego czasu w kręgu obsesji na punkcie seksu, zboczeń, okrucieństwa, depresji i poczucia bezsensu. Nie wiem, czy tak jest istotnie, ale taki obraz wyziera z publikacji „Dziennika”. Coraz bardziej popularny reżyser filmu „Antychryst” Lars von Trier sam przyznaje, że „dzieło” to zrodziło się z jego depresji. Jedna z najgłośniejszych gwiazd muzyki pop, Marylin Manson, pali na scenie krzyże, zjada zwierzęta i wykrzykuje satanistyczne teksty. W Polsce triumfy święcą Doda, Nergal i Behemoth.
Kultura „wysoka” przestała się w tym względzie odróżniać od kultury masowej. Powieściopisarz David Thewlis nie jest bardziej odkrywczy. „Nasienie, ekskrementy, pot, popiół i krew – w takim kontekście dylematy egzystencjalne dojrzałego mężczyzny bredzącego niczym nastolatek nie wydają się szczególnie przekonujące” – pisze o jego książce Ewelina Kustra. Czy mamy się spodziewać, że mało kto zajrzy do owego dzieła? Bo tego, że produkcje MTV obejrzą miliony, można być pewnym. A tu rządzi prowokacja obyczajowa. W 2003 r., podczas wręczania nagród MTV Video Awards, skąpo odziana Madonna zaczęła namiętnie całować inną wybitną „artystkę”, Britney Spears. Ostatnio skandalista Sacha Baron Cohen – ten od szydzenia z Kazachów – miał w stroju anioła sfrunąć podczas tej gali na scenę na linie, ale wobec awarii sprzętu spadł na rzędy krzeseł i wyrżnął gołymi pośladkami w twarz innego „artysty”, rapera Eminema. Ten najpierw zaatakował Barona, a potem obrażony opuścił salę. Miliony widzów dobrze się bawiły rzekomą wpadką, ale wkrótce okazało się, że wszystko było i tak wyreżyserowane.
Sterany życiem estradowym pod wpływem nadużywania wolności 62-letni Iggy Pop jest głównie zainteresowany „seksem, śmiercią i końcem rasy ludzkiej”. Wesoło. Można by się nad nim użalić, ale dziennikarz Marcin Staniszewski, który omawia nową płytę Iggy Popa, przeciwnie – czerpie z jego kariery natchnienie. „Słuchając Iggy’ego Popa w tym komfortowym repertuarze – pisze – nie czuję się oszukany. Nie zmienił się nagle w kogoś innego, nie został dziadkiem śpiewającym kolędy albo piosneczki o jesiennej miłości.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wojciech Roszkowski, historyk, publicysta poseł do Parlamentu Europejskiego