Trzeba umieć zapanować nad porażką
NATO po długiej kampanii wyborczej wybrało sekretarza generalnego. Perturbacje z kandydaturą naszego ministra Sikorskiego pokazały nam trochę prawdy o Europie. Sikorskiemu najbardziej zaszkodziła deklaracja złożona kilka miesięcy temu, gdy proponował, by Przymierze Atlantyckie poręczyło niepodległość państw utworzonych po rozpadzie Związku Sowieckiego. Chodziło o to, by już żaden kraj nie padł ofiarą rosyjskiej agresji, tak jak Gruzja w ubiegłym roku. Niestety, okazało się, że dla najważniejszych państw zachodnioeuropejskich budowanie w Europie Wschodniej strefy bezpieczeństwa to „rusofobia”. „Rosofobią” jest też przesadna troska państw środkowoeuropejskich o trwałość własnej niepodległości. Radosław Sikorski próbował jeszcze potem ratować swe szanse, deklarując poparcie dla przyjęcia Rosji do NATO, ale Przymierze szukało już kandydata mniej kontrowersyjnego dla Moskwy.
Wybór premiera Danii Andersa Fogha Rasmussena na sekretarza generalnego to dla Polski rozwiązanie nie najgorsze. Dania reprezentuje w Europie orientację zdecydowanie atlantycką. Jest też (po odrzuceniu traktatu z Maastricht) państwem o wyraźnie zarysowanej niezależnej pozycji w Unii Europejskiej. W tym sensie państwa, które zablokowały polską kandydaturę, nie odniosły (bo wbrew USA nie mogły odnieść) pełnego zwycięstwa.
Porażką naszego kraju było jednak nie tylko odrzucenie kandydatury ministra Sikorskiego, ale i awantura, do jakiej potem doszło między przedstawicielami najwyższych władz państwowych. Francuzi mówią, że trzeba umieć zapanować nad porażką. Jednak w demokracji cudza porażka to nie lada pokusa i nasi przywódcy nie potrafili się jej oprzeć. Zaczęto więc szukać winnego. Prezydent Kaczyński został oskarżony przez rząd o porzucenie kandydatury polskiego ministra. Dziwny to zarzut, skoro Radosław Sikorski do końca nie został oficjalnie zgłoszony przez rząd, a co więcej – kiedy przez wiele dni przed szczytem NATO media informowały o polskiej akceptacji dla kandydatury Rasmussena, rząd Tuska w ogóle tego nie dementował. Mam więc wrażenie, że cokolwiek zrobiłby prezydent Kaczyński – zostałby przez partię rządzącą zaatakowany. Popierałby ministra Sikorskiego – oskarżono by go o niepotrzebne wszczynanie kolejnego konfliktu w Europie, zgodził się na Rasmussena – zarzucono mu niebronienie polskiego niby-kandydata.
Na oczach opinii międzynarodowej politycy, którzy przyjęli odpowiedzialność za Polskę, urządzili kolejną awanturę, poniewierając autorytetem Rzeczypospolitej. Odbyła się seria konferencji prasowych (niektóre za granicą) i żadna ze stron (choć cała awantura nosi wyraźne znamiona prowokacji ze strony partii rządzącej) nie dążyła do zakończenia konfliktu. Chcieli być „skuteczni”, więc ani w głowie były im ustępstwa i (przepraszam za anachronizm) – odpowiedzialność.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marek Jurek, historyk, przewodniczący Prawicy Rzeczpospolitej, były marszałek Polski