Nie ma prawa do homoseksualizmu, więc nie może on być uzasadnieniem roszczeń prawnych.
Ratyfikacja traktatu reformującego (który wolę nazywać deformującym) została już przegłosowana w Parlamencie. W końcowej fazie partie debatowały o lękach przed Unią, a premier zapewniał, że je rozumie i szanuje. Ale polityczny „szacunek” dla lęków wyborców nie zastąpi szacunku dla argumentów oponentów, na które należy odpowiadać. Bo to nie strachy rosną, ale maleje polski wpływ w instytucjach UE. I Unia potwierdza niechrześcijański charakter, coraz bardziej oddalając się od nadziei, jakie żywił Jan Paweł II.
Mocnym akordem ostatnich dni przed ustawą ratyfikacyjną było prezydenckie przemówienie, zilustrowane zdjęciami dwóch panów parodiujących małżeństwo. Rzecz w tym, że nie obronimy cywilizacji opartej na Dekalogu i życiu rodzinnym, opowiadając, że chodzi o „naszą polską obyczajowość”, a nie o uniwersalne zasady moralne i naturę ludzką, więc o autentyczne fundamenty praw człowieka.
Dlatego szkoda, że nasi negocjatorzy nie zakwestionowali zapisów w samym traktacie lizbońskim (nie tylko w Karcie Praw Podstawowych!), które nie tylko zawierają koncept „orientacji seksualnych” (jakby społeczeństwo miało popierać uleganie przez ludzi dowolnym skłonnościom seksualnym), ale zapowiadają „zwalczanie” „wszelkiej dyskryminacji” owych dowolnych orientacji.
„Dyskryminacja” zaś, którą należy zwalczać, to po prostu etyka chrześcijańska. Ze względu na nią Włochy nie mogły delegować prof. Buttiglione do Komisji Europejskiej, pastor Ake Green za swoje kazanie został uznany za przestępcę, a małżeństwo Johnsów nie mogło adoptować kolejnego dziecka. W żadnej z tych spraw nie chodziło o jakiekolwiek poglądy polityczne, przeciwne roszczeniom politycznego homoseksualizmu, ale po prostu o przyznanie się do chrześcijańskich przekonań moralnych.
Chodzi więc rzeczywiście o prawa człowieka: prawa chrześcijan do wyznawania swoich zasad moralnych, atakowanych przez polityczną uzurpację, zagrażającą zarówno sprawiedliwości, jak i wolności. Uzurpację, bo – jak mówi etyka katolicka – nie istnieje prawo do homoseksualizmu, a zatem nie może stanowić on uzasadnienia rewindykacji prawnych. Szkoda, że nasi negocjatorzy nie zgłosili zastrzeżeń do niszczących etykę życia społecznego i rodzinnego zapisów traktatu. Byłoby mniej hałasu niż o filmy Jacka Kurskiego, a pożytek trwały i realny. I jeszcze bardziej szkoda, że nie zaproponowali wpisania praw rodziny do katalogu wartości podstawowych Unii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marek Jurek, historyk, przewodniczący Prawicy Rzeczypospolitej, były marszałek Sejmu