Nie wszystko, co zrobili poprzednicy, nadaje się do kosza
Nowy rząd działa czasami tak, jakby wszystko, co zrobili poprzednicy, nadawało się jedynie do kosza. Jest to o tyle zrozumiałe, że głównym motywem kampanii wyborczej 2007 była walka z rządami PiS, czyli z „kaczyzmem”, postrzeganym jako zagrożenie dla demokracji. Uważam za nonsens formułowanie podobnych zarzutów wobec polityków, którzy patową sytuację polityczną chcieli rozwiązać przedterminowymi wyborami już w 2006 r. i którzy to rozwiązanie, wbrew opinii licznych posłów opozycji, wprowadzili w życie w 2007 r. Dlatego przekonanie, iż to, co zrobił rząd J. Kaczyńskiego, trzeba wyrzucić do kosza, i zatrzeć po nim wszystkie ślady, uważam za bezmyślne kontynuowanie przedwyborczej propagandy. Nie można kwestionować prawomocności demokratycznych wyborów 2005 r. i lekceważyć ponad 5 milionów wyborców, którzy w 2007 r. głosowali na PiS.
To mi się nie podoba
Proponuję przemyśleć pomysł nowego ministra edukacji, by wycofać się z wprowadzenia egzaminu z religii na maturze. Warto też wykorzystać pomysł ministra Z. Religi przeznaczenia 4 miliardów zł z Funduszu Pracy na załatanie doraźnie dziury, którą w budżecie NFZ spowodowała unijna regulacja dotycząca lekarskich dyżurów. Za przejaw walki z PiS-em uważam także skreślenie przez minister nauki Barbarę Kudrycką aż 30 uczelnianych inwestycji z listy projektów rekomendowanych do dofinansowania ze środków UE.
Najpoważniejszym problemem wydaje się to, co dzieje się w sferze wymiaru sprawiedliwości, a dokładniej w prokuraturze i Centralnym Biurze Antykorupcyjnym. Raport minister J. Pitery o działaniach CBA staje się jej „prywatną opinią” w tej samej chwili, w której Rzecznik Praw Obywatelskich prosi o jego przekazanie, co pozwala odmówić prośbie rzecznika. Równolegle prowadzony przez Ministerstwo Sprawiedliwości audyt wszystkich śledztw z czasu ministrowania Z. Ziobry sugeruje taką metodę działania, w której najpierw zapadają decyzje, a potem powstaje ich uzasadnienie. Największym zaskoczeniem jest jednak nazwa sejmowej komisji, która zgodnie z przedwyborczymi obietnicami miała zająć się wyjaśnieniem wszystkich okoliczności afery gruntowej, domniemanego przecieku oraz szczegółami sprowokowanego przez CBA przyjęcia przez byłą posłankę PO łapówki.
Składu komisji jeszcze nie ma, a już jej nazwę można umieścić we wnioskach raportu kończącego prace: komisja ds. „nielegalnego wywierania wpływu przez członków Rady Ministrów, Komendanta Głównego Policji, szefa CBA oraz szefa ABW na funkcjonariuszy policji, CBA, ABW, prokuratorów i osoby pełniące funkcje w organach wymiaru sprawiedliwości w celu przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków”. Innymi słowy: nie było afery gruntowej, łapówki na Helu, przecieku i fałszywych zeznań. Po prostu prokuratorzy i oficerowie CBA ulegli „nielegalnym naciskom”. Skąd posłowie PO, PSL i LiD znają końcowy efekt prac komisji? Wszak przesłuchania jeszcze się nie zaczęły.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii, pracownik Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN