Kult Harry'ego Pottera to współczesna idolatria
Powieści J. K. Rowling o Harrym Potterze są jak wino marki „Wino”: na kilometr zalatuje od nich siarką i tylko desperaci są w stanie odurzać się nimi. Okazuje się jednak, że desperatów jest na świecie znacznie więcej niż miłośników szlachetnych trunków. Co roku miliony czytelników odliczają dni i godziny dzielące ich do premiery nowego tomu magicznego cyklu. Brytyjskie wydawnictwo Bloomsbury, które zbiło fortunę na przygodach nieletniego czarodzieja, zawsze umiejętnie stopniuje napięcie, zarzucając Internet sensacyjnymi wiadomościami o niebezpieczeństwie czyhającym na Harry’ego w tzw. realu.
Przed tegoroczną premierą powieści „Harry Potter and Deathly Hollows” padł chyba rekord tego typu spamu. Żeby zapobiec przeciekom o fabule ostatniej części sagi, pracownicy wydawnictwa zobowiązali ponoć drukarzy do pracy w ciemnościach, wynajęli armię ochroniarzy, która miała przez całą dobę pilnować magazynów, a książki przewozili do hurtowni ciężarówkami kontrolowanymi przez satelitę. Oczywiście pottermaniacy dali się uwieść nastrojowi grozy i tłumnie stawili się w księgarniach o „godzinie zero”, czyli o północy z minionego piątku na sobotę, żeby czym prędzej poznać tak pieczołowicie strzeżone tajemnice. Co przeczytali, to przeczytali. Trudno jednak przypuszczać, by epilog losów Harry’ego przewrócił ich światopogląd do góry nogami. To, co miało się zmienić w ich życiu, zmieniło się już wcześniej, w trakcie lektury pierwszych tomów cyklu.
Niewinni i bez serca
W opublikowanej przez wydawnictwo Znak książce „Niedojrzałość. Choroba naszych czasów” Francesco Cataluccio twierdzi, że nie ma już na świecie dorosłych. Są tylko dzieci i starcy. Miejsce osób dojrzałych zajęli „kuriozalni pełnoletni, którzy nigdy nie dojrzeli i traktują życie jak parodię dziecinnych zabaw”. Właśnie z tej grupy wywodzą się miłośnicy Harry’ego Pottera, który na tronie dziecięcego supermana zastąpił Piotrusia Pana. W obu przypadkach postawienie w centrum świata wszechmocnego dziecka jest wzorcową lekcją egotyzmu dla najmłodszych – wiekiem bądź duchem – marzycieli. Tylko najbardziej naiwni czytelnicy obu powieści są w stanie dostrzec w ich tytułowych bohaterach miłych chłopców. Autor „Piotrusia Pana”, James Matthew Barrie, pisał wprost, że „tylko w dzieciństwie ludzie są weseli, niewinni i bez serca”, a stworzoną przez siebie postać traktował jako byt z gruntu demoniczny.
Pochwała przemocy
„Nie musicie używać imadeł lub noży, by zadać komuś ból, jeśli potraficie rzucić zaklęcie” – mówi jeden z bohaterów „Harry’ego Pottera”, znęcając się nad pająkiem. Wypada pogratulować tym rodzicom, którzy sprezentowali któryś z tomów sagi dziecku pod choinkę. Napędem powieści J. K. Rowling jest przemoc – nie tylko wobec pająków. Największe wrażenie robią sceny znęcania się czarodziejów nad mugolami, czyli zwykłymi ludźmi, przedstawionymi jako sztywni nudziarze o „tłustych zadkach”, zasługujący na upokorzenie za pomocą magicznych sztuczek i głupich dowcipów. Jedynie czarodzieje są cool. Inaczej niż w klasycznych baśniach „dobro” ucieka się tu do niegodnych metod walki ze „złem”: wróżbiarstwa, spirytyzmu, rzucania uroków. Świadomie używam cudzysłowów, bo granica między dobrem a złem jest w „Harrym Potterze” rozmyta.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wojciech Wencel, poeta, publicysta, redaktor "frondy"