Mit nieograniczonej wolności oraz „równości we wszystkich dziedzinach” prowadzi do osobliwego rodzaju braterstwa, do paradoksalnej wspólnoty egoistów
Wyobraźmy sobie, że dałoby się zrealizować marzenia o pełnej wolności i powszechnej równości we wszystkich dziedzinach. Oznaczałoby to nie ogólną szczęśliwość, lecz prawdziwą tragedię – walkę wszystkich ze wszystkimi i koniec ludzkości z powodu wyludnienia. Każdy chciałby decydować o wszystkim. Każdy chciałby uzyskać maksimum satysfakcji przy minimum wysiłku.
Wszyscy byliby nieszczęśliwi, nie mogąc być tym, kim by chcieli. Nikt już nie troszczyłby się o potomstwo. Matki byłyby wolne od rodzenia dzieci, a rodzice od opieki nad nimi. Te dzieci, które by to przeżyły, byłyby równe i wolne, by robić, co chcą, co oczywiście wobec ich rozeznania w świecie kończyłoby się najczęściej źle. Byłby to świat straszny i skazany za zagładę. Niestety, współczesna cywilizacja zachodnia krok po kroku realizuje taki właśnie scenariusz. Walka o pełną wolność oraz równość niszczy bowiem więzi społeczne i likwiduje braterstwo.
Wolność, która rodzi przymus
Bez pojęcia równej godności ludzi, wolność anarchiczna i pozorna równość we wszystkich dziedzinach niepostrzeżenie prowadzi do przymusu. Charakterystyczny jest tu los poprawki do budżetu Unii Europejskiej, którą złożyłem w 2005 r., domagając się, by Unia nie finansowała projektów zakładających przymus aborcji lub eutanazji oraz dzieciobójstwo w krajach Trzeciego Świata. Trudno było liczyć na poparcie tej poprawki przez lewicę, ale usiłowałem pozyskać dla niej koordynatorkę partii liberalnej, posłankę z Danii.
Zwróciłem jej uwagę, że w poprawce tej chodzi nie tyle o samą aborcję czy eutanazję, ale o przymus w ich stosowaniu. W odpowiedzi usłyszałem, iż w grupie liberalnej są podzielone zdania na ten temat, a poza tym, że poprawka ta wygląda zbyt „watykańsko”. Poprawka upadła, utrącona glosami lewicy, „zielonych” i liberałów. Wyszło więc na to, że nie tylko socjaliści, ale i liberałowie europejscy są za przymusem aborcji.
Nieograniczona wolność prowadzi do przymusu. Czyż nie jest formą przymusu puszczanie w blokach mieszkalnych pseudomuzyki techno na cały regulator lub coraz powszechniejsze używanie plugawego języka w miejscach publicznych? Czy nie jest przymusem lansowanie pornografii bez ograniczeń lub propagowanie filmów typu „Teksańska masakra piłą mechaniczną”? Dzięki przymusowi nadawcy wolność Kazimiery Szczuki w naigrywaniu się z modlitw Magdaleny Buczek nie jest już ograniczana wolnością katolików, których takie seanse kpin z wiary bulwersują.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wojciech Roszkowski, historyk, publicysta, poseł do Parlamentu Europejskiego