Kłamstwo na kłamstwie i kłamstwem pogania. Czy tak uczą historii Polski w szkołach rosyjskich?
Prawda historyczna to wspaniała rzecz, ale tylko wtedy, kiedy nie wyrywa się jej z kontekstu historycznego” – napisała na stronie internetowej strana.ru, będącej tubą propagandy Kremla, Alisa Argunowa, komentując historyczne relacje polsko-rosyjskie. Wszystko byłoby dobrze, gdyby Argunowa znała tę prawdę i uczciwie chciała ją opisać. Tymczasem w jej tekście roi się od przeinaczeń i fałszerstw o wyraźnym podtekście politycznym. Polskie reakcje na Putinowskie kłamstwa historyczne kwituje Argunowa tak: „Leżąca gdzieś na poboczu Europy Polska boi się, że o niej zapomną i dlatego przypomina o sobie przy lada okazji, niezależnie od tego, czy ma jakieś powody, czy nie”.
Zmyślona historia Polski
Autorka prezentuje tak kuriozalne rozumienie polskiej historii, że trudno uwierzyć, by w ogóle studiowała historię. „Polska państwowość powstała w 980 roku” – zaczyna. Później „Polacy wojowali ze wszystkimi – ze Świętym Cesarstwem Rzymskim (kto tak to określa? – przyp. WR), Krzyżakami, ze Szwecją, Rusią, Prusami”. Fakt, choć autorka nie pisze, które z tych wojen były wojnami zaczepnymi.
„Od XI do XVII wieku polskie armie wielokrotnie napadały na ziemie ruskie. Wojska ruskie ani razu w owym czasie nie napadły na ziemie polskie”.
Argunowa najwyraźniej nie słyszała o unii w Krewie, o Wielkim Księstwie Litewskim, o moskiewskich próbach stworzenia Trzeciego Rzymu kosztem Rzeczypospolitej Obojga Narodów, o najazdach Iwana Groźnego na Inflanty, o wejściu armii rosyjskiej do Polski podczas wojny północnej. Reprezentuje stary, imperialny pogląd, że ziemie kiedyś należące do Rusi Kijowskiej należą się Moskwie po wsze czasy. W tym duchu Argunowa dowodzi, iż podczas rozbiorów Polski Rosja nie zajęła ziem etnicznie polskich, „a jedynie przywróciła sobie ziemie utracone wcześniej w wyniku wojen, a należących do Rusi jeszcze w czasach Świętego Włodzimierza i Jarosława Mądrego”.
Autorka wybrzydza, że „przez cały wiek XIX Polską wstrząsały powstania”. Ciekawe, dlaczego tak się ci Polacy męczyli? Przeciw komu? Przecież, jak pisze Argunowa, i car Mikołaj II, i rząd tymczasowy przyznali Polsce autonomię. „Ostatecznie Rosja utraciła Polskę po podpisaniu pokoju brzeskiego”. Najciekawsze jest jednak to, że „6 listopada 1918 roku w Krakowie została proklamowana Republika Polska”. Ciekawe, skąd ta data.
To tylko tragedia
Argunowa wspomina „nowe powody do pretensji: o pakt Ribbentrop–Mołotow, o Katyń”, tak jakby to były rzeczy oczywiste i niegodne wspomnienia. Zupełnie deprecjonuje polski wysiłek zbrojny podczas II wojny światowej. A na koniec poucza, że mówiąc o „tragedii kilku tysięcy polskich oficerów w Katyniu” trzeba też „wspomnieć o kilkudziesięciu tysiącach zamęczonych w polskich obozach koncentracyjnych jeńców radzieckich” w 1920 r. Argunowa niby nie wie, że poza Katyniem owa „tragedia” (nie ludobójczy mord!) dotknęła 20 tys. innych obywateli polskich, wymordowanych z rozkazu sowieckiego politbiura, a także niby nie wie, że stalinowskie ludobójstwo dotknęło setki tysięcy innych Polaków, deportowanych z polskich okręgów na sowieckiej Ukrainie i Białorusi w latach 30. oraz z Kresów Wschodnich po 1939 r.
Inna specjalistka od kremlowskich kłamstw historycznych, Natalia Jelisiejewa, zajęła się zakończeniem II wojny światowej.
Stwierdziła, że wyzwalając Polskę, „wojska radzieckie napotkały opór ze strony polskich nacjonalistów – Armii Krajowej, pozostającej pod komendą emigracyjnego rządu z siedzibą w Londynie”. Powtarza, iż oddziały AK „przeprowadzały wypady przeciwko Armii Radzieckiej”. Przykłady przez nią podane dotyczą akcji obronnych podziemia poakowskiego przeciw wojskom NKWD, które „czyściły teren” w Polsce, aresztując, mordując i wywożąc na wschód tysiące żołnierzy AK. Dlaczego oddziały te musiały się bronić przed Sowietami? Ano dlatego, że Armia Radziecka wkraczała do Polski nie jako jej sojusznik, ale jako wróg jej niepodległości.
Kłamstwo kłamstwem poganiane
Jelisiejewa milczy o zwalczaniu AK przez partyzantkę sowiecką na Kresach Wschodnich po 1941 r. Nie wspomina, dlaczego Kreml traktował i nadal traktuje polskie wojsko podziemne, działające z ramienia legalnych władz RP na obczyźnie (gdzie znalazły się one także w wyniku działań Armii Czerwonej we wrześniu 1939 r.), jako oddziały „nacjonalistyczne” lub „powstańczo-bandyckie”, walczące o „wolność i niepodległość” (cudzysłów autorki). Ten cudzysłów mówi wszystko – zarówno wtedy, jak i dziś Kreml odnosi się do polskiej wolności i niepodległości wrogo. Autorka konkluduje, że działania AK, NSZ, OUN, UPA i innych „leśnych braci” spowodowały straty po stronie Armii Czerwonej i opóźnienie zdobycia przez nią Berlina. No cóż, gdyby Kreml współpracował z tymi oddziałami, szanując wolę niepodległości Polski, Ukrainy i państw bałtyckich, może by zajął Berlin wcześniej, a tak nie powinien się skarżyć, że sobie sam w tym przeszkodził.
Kłamstwo na kłamstwie i kłamstwem pogania. Czy tak uczą historii Polski w szkołach rosyjskich? Jeśli tak, to na czym budować porozumienie między Polską i Rosją? Na ignorancji i złej woli?
Wykład historii stosunków polsko-rosyjskich zająłby wiele czasu. Więc na użytek współczesnych Rosjan w telegraficznym skrócie ostatnie trzysta lat: 1716 – Rosjanie do Polski weszli w porozumieniu z Sasami, 1795 – weszli mocniej, ale podzielili się z Prusami i Austrią, 1815 – weszli głębiej, 1830 – nie udało się ich wyrzucić, 1863 – znów się nie udało, 1915 – wyszli, 1939 – weszli znów, razem z Hitlerem, 1941 – Hitler ich przegnał, 1945 – weszli znów, wyganiając Niemców, 1980 – straszą, że wejdą bardziej, 1993 – wyszli. Tak czy inaczej, nie byli u siebie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wojciech Roszkowski, historyk, publicysta, poseł do Parlamentu Europejskiego