Zły precedens

Poznański sąd wydał wyrok, którego wymowa jest kuriozalna: winna jest nie osoba, która publicznie skandowała wulgaryzmy, lecz osoba, która przeciwko temu protestowała. Jeśli taka linia polskiego orzecznictwa się utrzyma, wulgarność rozkwitnie, a zachowywanie dobrych obyczajów będzie powszechnie karane. Wysoki Sądzie, miejże litość dla kultury!

Aby zrozumieć przywołaną sytuację, trzeba cofnąć się do wydarzeń z 23 X 2020 r. Tego dnia podczas wiecu w Szczecinie prof. Inga Iwasiów (skądinąd wybitna znawczyni m.in. prozy Leopolda Tyrmanda) wygłosiła przemówienie. Jego sednem były dwa wykrzyczane, i wielokrotnie powtarzane z zebranymi, wulgaryzmy. (Filmik z nagraniem wciąż krąży w internecie). Oburzony takim zachowaniem prof. Tadeusz Żuchowski – niekwestionowany autorytet w środowisku historyków sztuki – na znak protestu zrezygnował z uczestnictwa w Zespole Nauk Humanistycznych Rady Doskonałości Naukowej (RDN), w której wraz z prof. Ingą Iwasiów dotąd zasiadał. Wydał przy tym oświadczenie, w którym napisał m.in.: „Nie chcę uczestniczyć w obradach, podejmować kolegialnych decyzji, jeżeli w Zespole Humanistycznym są profesorowie, którzy wypowiadając się publicznie, używają języka rynsztokowego. Nie rozstrzygam, czym spowodowana jest koprolalia pani profesor Iwasiów, czy zaburzeniami chorobowymi, czy brakiem wychowania, ale według mnie takie zachowanie zarówno uwłacza etosowi profesora, jak i szkodzi wizerunkowi RDN-u” (cytat za: https://poznan.wyborcza.pl/).

Niestety, na tym sprawa się nie skończyła. Otóż prof. Inga Iwasiów, powołując się na cytowane oświadczenie, oskarżyła prof. Tadeusza Żuchowskiego o zniesławienie. Jak informuje poznańska „Gazeta Wyborcza”, 15 VI br. Sąd Rejonowy w Poznaniu wydał wyrok: „w ocenie sądu doszło niewątpliwie do przekroczenia przez oskarżonego granic dozwolonej krytyki swobody wypowiedzi”. Sąd ukarał prof. Tadeusza Żuchowskiego grzywną w wysokości 5 tys. zł., nakazem wpłaty kwoty 2 tys. zł na rzecz Regionalnego Kongresu Kobiet w Szczecinie, obciążeniem kosztami postępowania oraz obowiązkiem opublikowania wyroku w „Forum Akademickim” i wywieszenia go na tablicy ogłoszeń w miejscach pracy stron procesu. Na szczęście, wyrok nie jest prawomocny. Oskarżony zapowiedział odwołanie.

Uważam wydany wyrok za niesprawiedliwy. W mojej opinii sąd nie wziął (lub nie wziął w wystarczającym stopniu) pod uwagę dwóch okoliczności. Po pierwsze, oświadczenie prof. Tadeusza Żuchowskiego było elementem honorowego protestu przeciw naruszeniu przez prof. Ingę Iwasiów etosu profesora nauk humanistycznych. Wykrzykiwanie wulgaryzmów na wiecu nie licuje z misją osoby noszącej tytuł profesorski. Raczej jej wkład do życia publicznego powinien polegać na kulturalnym i racjonalnym uzasadnianiu poglądów, które podziela. Po drugie, prof. Inga Iwasiów nie została obiektywnie skrzywdzona. Faktem jest tylko, że poczuła się urażona dwoma hipotezami dotyczącymi genezy jej wiecowego aktu mowy, który prof. Tadeusz Żuchowski nazwał koprolalią. Pamiętajmy jednak, że oskarżony użył tego terminu w znaczeniu etymologicznym (gr. kopros – odchody, lalein – mówić; etymologię tę oddają polskie zwroty: „mówić brzydko” lub „rzucać mięsem”). Jeśli zaś chodzi o hipotezy, to prof. Inga Iwasiów swym zachowaniem sama dała podstawę do ich sformułowania. Zresztą prof. Tadeusz Żuchowski zdystansował się do nich, podkreślając, że nie chodzi mu o przyczynę, lecz o skutek brzydkiego mówienia. Tym skutkiem jest obniżenie wizerunku Rady Doskonałości Naukowej, która de facto reprezentuje polską naukę.

Ktoś powie, że w mojej ocenie nie uwzględniłem jednego czynnika. Otóż prof. Inga Iwasiów stwierdziła w przywołanym wyżej tekście, że używanie wulgaryzmów – przez nią i przez innych demonstrantów – oznaczało „sprzeciw słabych wobec przemocy stanowionej przez rządzących”. Innymi słowy, jej brzydkie słowa były wyjątkowym i symbolicznym aktem desperacji w obronie kobiet pokrzywdzonych przez prawo antyaborcyjne. Zwróćmy jednak uwagę, że takie wyjaśnienie przesuwa spór z zakresu kultury języka na zakres etyki i prawodawstwa. A nie jest tak, że poglądy etyczno-społeczne prof. Ingi Iwasiów są oczywiste i że podzielają je wszyscy. Prof. Inga Iwasiów twierdzi, że wulgaryzmami broniła kobiet. Znam jednak wiele kobiet, które w tym przypadku nie życzyły sobie obrony lub nie życzyły sobie wulgarnej obrony.

Nie miejsce, by wchodzić z prof. Ingą Iwasiów w (prawdopodobnie nierozwiązywalny) spór etyczno-społeczny. Chodzi mi tylko o jedno. Jeśli prof. Indze Iwasiów wolno uważać, że nadszedł moment dziejowy, w którym ma prawo i obowiązek rzucać mięsem w miejscu publicznym, to prof. Tadeuszowi Żuchowskiemu wolno sądzić, że wciąż trwa etos, który nakazuje mu ją stanowczo upomnieć. Jeśli prof. Inga Iwasiów może czuć się urażona terminem ze słownika wyrazów obcych, to prof. Tadeusz Żuchowski może czuć się urażony terminami ze słownika wulgaryzmów. Dlaczego odczucia i poglądy prof. Ingi Iwasiów i jej stronników mają być ważniejsze od odczuć i poglądów prof. Tadeusza Żuchowskiego i tych, co myślą podobnie jak on?

Czytaj też: O wulgaryzacji życia publicznego

Jak widać, wyrok poznańskiego sądu jawi się jako niesprawiedliwy nie tylko z perspektywy tradycyjnego kodeksu dobrych obyczajów. Jawi się jako niesprawiedliwy także z perspektywy relatywistycznej. W sytuacji, gdy spierające się strony mówią różnymi językami, upokarzające karanie jednej z nich rodzi przecież podejrzenie o stronniczość. I rodzi podejrzenie, że w całej tej sprawie chodzi – by przewrotnie użyć słów oskarżycielki – o „poczucie posiadania władzy. Władzy sądzenia tego, co jest dobre, a co złe, [władzy] przywoływania do porządku” i władzy „umniejszania” innych. Czym bowiem jest, jeśli nie „umniejszaniem”,  satysfakcja z tego, że starszy wiekiem profesor musi zawieszać na tablicy ogłoszeń wyrok przeciw sobie oraz wpłacać pieniądze na rzecz organizacji, która jest mu daleka?

Na koniec uwaga osobista. Wyrok poznańskiego sądu tworzy niebezpieczny precedens i stanowi przestrogę dla tych, którzy walczą z różnymi przejawami pijaństwa, wulgarności i nieobyczajności w miejscach publicznych. Czy po etapie, w którym nie mogli liczyć na sprawność służb porządkowych i sądów, przyszedł już etap, w którym powinni się sądów bać? Lepiej nie upominać rzucającego mięsem lokatora bloku. Nie wiadomo bowiem, czy jakaś fundacja nie znajdzie w jego szufladzie wyrafinowanej poezji, a biegli nie orzekną, że jest ofiarą paternalistycznej kultury opresji. Wobec takich dowodów niezawisły sąd nie będzie miał wyjścia i nakaże upominającemu wywiesić przeprosiny na klatce schodowej. Tam, gdzie spadł brudny kamień spuszczony z góry.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Wojtysiak