Lech Kaczyński wygrał, gdyż lepiej od swego rywala wykorzystał swoje atuty, wiarygodność, doświadczenie w pracy publicznej, znakomite wykształcenie oraz stałość głoszonych przez siebie poglądów.
Wielkie znaczenie miał także fakt, że umiał trafić do wyborców, którzy w poprzedniej turze głosowali na innych kandydatów. Jego sukces jest uwieńczeniem bardzo długiej kariery politycznej. Kaczyński jest politykiem twardym – w dobrym tego słowa znaczeniu. W przeszłości częściej ponosił porażki, aniżeli osiągał sukcesy. Warto także zauważyć, że prezydentem kraju został człowiek głęboko wierzący, choć nieafiszujący się swymi przekonaniami.
Nieprzyjazne media
Sukces Kaczyńskiego jest tym większy, że został osiągnięty przy wyraźnie wrogiej postawie mediów, zwłaszcza elektronicznych, które jawnie faworyzowały Donalda Tuska. Odrębną sprawą, na którą warto przy okazji zwrócić uwagę, było zachowanie różnych ośrodków badania opinii publicznej. Praktycznie przez cały czas wmawiały nam, że Tusk zdecydowanie prowadzi, aby dopiero w ostatnich sondażach podać wyniki, które wskazywały, że Kaczyński może osiągnąć w tych wyborach sukces. Fakt, że jednocześnie w dniu wyborów te same ośrodki bez problemu potrafiły wskazać zwycięzcę, dowodzi, że wcześniej albo nie pracowały rzetelnie, albo prezentowały nieprawdziwe wyniki. Trudno bowiem uwierzyć, że w ciągu ostatniego tygodnia kampanii wyborcy zmienili swe preferencje o blisko 20 proc. Ponieważ z podobnym zjawiskiem, choć może w nieco mniejszej skali, mieliśmy do czynienia w trakcie kampanii parlamentarnej, wypada postawić pytanie, czy badania preferencji wyborczych są obiektywnym instrumentem, umożliwiającym analizę sytuacji, czy może służą kształtowaniu opinii publicznej, czasem w sposób bardzo stronniczy.
Symboliczny przełom
Jestem przekonany, że wynik wyborów oznacza także prawdziwy koniec epoki postkomunizmu. O najwyższy urząd starli się kandydaci opozycji, w różny sposób związani z ideałami Sierpnia 1980 r. Koniec kadencji Aleksandra Kwaśniewskiego będzie miał więc podwójny wymiar: odejdzie ostatni członek nomenklatury partyjnej, rządzącej Polską przed 1989 r., a także symbol jej trwania w nowych realiach ustrojowych. Nie oznacza to oczywiście kresu formacji lewicowych. W opozycji wzrosną siły kadrowo zmienionego SLD, trwałą pozycję zdobyła sobie także Samoobrona. Część zawiedzionych wyborców prawicy zawsze była skłonna przenosić swe sympatie w kolejnych wyborach na lewicę. Ich przywiązanie można zdobyć tylko lepszą jakością rządzenia. Od mądrości polityków Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości będzie zależało, czy zechcą wykorzystać wszystkie szanse, jakie dali im wyborcy, i utworzą silny, stabilny rząd, cieszący się wsparciem prezydenta. Tylko w takiej sytuacji możliwe będzie reformowanie kraju, a przede wszystkim budowanie bardziej sprawiedliwego, wolnego od afer i korupcji państwa. Tego bowiem domagali się przede wszystkim wyborcy. Prezydent elekt wyraził także słowa uznania i szacunku dla Donalda Tuska, który niewątpliwie stoczył batalię swego życia. Jeśli wyciągnie wnioski z porażki, nie podzieli losu Andrzeja Olechowskiego, który po dobrym wyniku wyborczym przed pięcioma laty zniknął z polityki.
Program zgody
Chociaż w kampanii dominowały sprawy wewnętrzne, zasadnicze uprawnienia prezydenta RP dotyczą polityki zagranicznej oraz bezpieczeństwa państwa. Nie tylko polska opinia publiczna oczekuje w tej sprawie jasnego programu, który powinien być przede wszystkim kontynuacją dotychczasowej linii polskiej polityki zagranicznej. Poprawa relacji z Rosją i Niemcami będzie z pewnością zadaniem trudnym, ale być może to właśnie Kaczyńskiemu uda się dokonać w tej dziedzinie pozytywnego przełomu. W swym pierwszym wystąpieniu Kaczyński bardzo wyraźnie podkreślił zasadę budowania zgody narodowej ponad podziałami i nieraz uzasadnionym pragnieniem rozliczeń. To słuszny program. Na miarę wyzwań, jakie nas czekają u progu trudnego i pełnego nowych niebezpieczeństw stulecia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
W Polsce - komentarz Andrzeja Grajewskiego