Zamyka się bardzo ważny, ale i trudny okres polsko-ukraińskiej historii. Po latach sporów cmentarz polskich obrońców Lwowa zostanie otwarty.
Jurek Bitschan, bystry czternastolatek, był słabego zdrowia. Gdy jego rówieśnicy wybiegli na ulice, by bronić miasta (przeczytasz o tym na str. 30), nie mógł wprost usiedzieć w domu. Krążył od okna do okna. Z dala słyszał wystrzały. Gdzieś w oddali, na linii ognia była jego mama. Przed wyjściem na ulice powstrzymywał go ostry zakaz ojczyma, obawiającego się o życie chłopca.
W końcu coś pękło: drżącą ręką napisał pożegnalny list: „Kochany Tatusiu! Idę dzisiaj zameldować się do wojska. Chcę okazać, że znajdę tyle sił, by służyć i wytrzymać. Obowiązkiem moim jest iść, gdy mam dość sił, a wojska braknie ciągle dla oswobodzenia Lwowa.
Z nauk zrobiłem już tyle, ile trzeba było. Jerzy”. Chłopak odrobił lekcje. Wybiegł na klatkę schodową, mijał pastelowe, owiane listopadowym wiatrem ulice. Rzucił się w wir walki. Walczył w pierwszym szeregu. Zginął już następnego dnia, 21 listopada na Cmentarzu Łyczakowskim. Pochowano go w mundurku piątoklasisty.
Długo szukam jego grobu na Cmentarzu Orląt Lwowskich. Kilkadziesiąt minut krążę między idealnie wyczyszczonymi, skromnymi nagrobkami. Jest ich prawie trzy tysiące. Spoczywa tu 2859 w większości młodziutkich żołnierzy: uczniów, studentów i batiarów – słynnych lwowskich uliczników. Żołnierze ukraińscy starannie malują białą kolumnadę katakumb, murują rozsypujące się schody, sprzątają liście, koszą trawę. Ci, którzy zaglądają na cmentarz po dziesięciu latach, przecierają oczy. Jeszcze niedawno był ruiną. Teraz odżywa. Nowy, stary cmentarz.
Orlęta? Nie znaju…
Szukam Bitschana. Jest Ludwik Rydygier znany na całym świecie chirurg, Jan Smyk, nieznani żołnierze. Czternaście lat, siedemnaście. Tysiące polskich nazwisk. A gdzie Bitschan? – On leży tam, w katakumbie – pokazuje mi ręką starszy, siwy zgarbiony pan. Zygmunt Jurkowski – wiceprezes Polskiego Towarzystwa Opieki nad Grobami Wojskowymi. Od lat przychodzi na cmentarz obrońców Lwowa. Przez lata przynosił tu kwiaty i dbał o nagrobki.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz