Turyści chcą przede wszystkim zobaczyć wszędobylskie krasnoludki, a jeśli starczy czasu Ostrów Tumski i Panoramę Racławicką – śmieją się wrocławscy przewodnicy. Czy małe ludki mogą wypromować miasto?
Wieczór na toruńskiej Starówce. Tuż przy pomniku Kopernika turyści sączą piwo i zagryzają je pierniczkami. Nagle od strony rynku rozlegają się głośne krzyki. Kibice Elany? Apatora? Nie! Zza rogu wychodzą halabardnicy w hełmach i kolorowych szesnastowiecznych strojach. Wokół nich skupia się grupka gapiów. Straż Nocna Torunia maszeruje po kolorowych uliczkach miasta, krzycząc: „Już dziesiąta na zegarze, gasić światła gospodarze”. Podążający za nimi turyści usłyszą też inne wariacje na ten temat: „Hej, mieszkańcy, biesiadnicy! Zmierzch już nastał w okolicy! Płacić myto nadszedł czas! To jest Toruń, a nie las!”, a nawet: „I ty, ojcze dyrektorze, schowaj się już w swym śpiworze”. Trzyosobowy patrol z halabardami i latarenką to nowy pomysł promocyjny miasta. W postacie strażników wcielili się aktorzy Teatru Wilama Horzycy. Strażnicy podchodzą do dzieci, rozmawiają z nimi i wręczają im pamiątkowe plakietki. W letnich ogródkach rozlegają się oklaski, niektórzy sięgają po portfele, by zapłacić strażnikom „myto”, przechodnie wyciągają aparaty fotograficzne. Bardzo udana promocja – niewielkim kosztem.
Pracz moczy nogi
– Ty, patrz, krasnoludek! – zdumieni turyści na ul. Świdnickiej patrzą pod nogi. Wrocław oszalał na punkcie małych ludków. Mieszkańcy stolicy Dolnego Śląska oswoili się już z pchającym ciężką kulę Syzyfkiem, Śpiochem, Halabardnikiem (nad wejściem do Straży Miejskiej), lekko zawianym, wychodzącym z restauracji „Spiż” Gołębnikiem, czy Wykształciuchem, stojącym przy Politechnice. Współczują zamkniętemu za kratami Więziennikowi i Praczowi Odrzańskiemu, którego główka, gdy woda się podniesie, znika pod falami. Krasnale pojawiły się we Wrocławiu podobno grubo przed pierwszymi Piastami, ale najgłośniej dały o sobie znać 1 czerwca 1988 r. Wówczas to wrocławska Pomarańczowa Alternatywa z „Majorem” Waldemarem Fydrychem na czele zorganizowała wielki marsz krasnoludków. Na ulice wyszło kilkanaście tysięcy osób ubranych w pomarańczowe czapeczki i kaftaniki. Milicja była bezradna. Wrocławianie do dziś ze śmiechem powtarzają komendy, które zapamiętali: „Mam go! Mam krasnoludka. Oooo! Jest ich coraz więcej”.
Pomarańczowi malowali na szarych ścianach wizerunki małych skrzatów Po latach krasnoludki wróciły na wrocławskie ulice. Są wykonane z brązu i zaprojektowane przez jednego z absolwentów wrocławskiej ASP. Mają około 40 cm wysokości i ważą 5 kilogramów. Przewodnicy urządzają konkursy: kto znajdzie więcej krasnali. Maluchy i szkolne wycieczki są zachwycone, a i dorośli zaczynają ciekawie się rozglądać.
Pomysł z miniaturowymi rzeźbami okazał się strzałem w dziesiątkę. Krasnale zdobyły serca turystów. A jest ich coraz więcej: Wrocław pnie się w górę, to już trzecie najchętniej odwiedzane przez cudzoziemców miasto Polski (jeszcze trzy lata temu był na szóstym miejscu). W samym 2005 r. przyjechało tu ponad milion obcokrajowców. Jasne, to nie dzieło krasnali: można tu już bez większego problemu dolecieć samolotem, miasto wystartowało w konkursie na organizację targów Expo 2010, bardzo pomogła mu wydana na Wyspach książka Normana Daviesa „Mikrokosmos”. Ale krasnale weszły do żelaznego programu wycieczek. Czy to bajka czy nie bajka, myślcie sobie, jak tam chcecie…
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz