Barbara Gruszka-Zych: Proszę opisać matkę, zapach jej perfum, futer.
Niklas Frank: – Perfum nie pamiętam, ale zawsze była bardzo dobrze ubrana. W pamięci została mi taka scenka z Krzeszowic. Staliśmy przy wejściu na schody, mama trzymała mnie za rękę, a na szczycie schodów stał w mundurze ojciec, jak jakiś Ludwik XIV. Wcale nie kwapił się, żeby wyjść jej naprzeciw. Czułem wściekłość matki z powodu tego królewskiego zachowania jej męża. To ona musiała wejść do niego na górę.
Czy ojciec był w mundurze nawet w momentach rodzinnej bliskości z synem?
– Zapamiętałem go w mundurze. W stosunku do mnie był oschły. Nie wierzył, że jestem jego synem, uważał, że moim ojcem jest gubernator Lasch, zgładzony później przez Himmlera. Ojciec nazywał mnie „obcy”. Pamiętam, jak w Warszawie w Belwederze biegłem dookoła dużego, okrągłego stołu, żeby na przywitanie rzucić mu się w ramiona, ale on odwrócił się i zaczął odchodzić tak szybko, że nie mogłem go dogonić. W końcu zatrzymał się i spytał: „Czego chcesz? Przecież nie należysz do nas. Jesteś obcy”. Rozpłakałem się wtedy i poczułem jak zbity pies.
Kiedy zorientował się Pan, że rodzice są po stronie oprawców?
– Właściwie to powinienem być ojcu wdzięczny, że nazywał mnie „obcym”. Tak powstała między nami rysa. Kiedy w 1945 w naszym domu w Bawarii zjawili się Amerykanie, jeden z nich postawił matkę, mnie i całe moje rodzeństwo pod ścianą i wymierzył w nas lufę karabinu. Starsze rodzeństwo strasznie płakało, ja byłem całkiem spokojny. Miałem 6 lat, ale czułem, że ten żołnierz ma rację. Druga rysa pojawiła się, kiedy latem i wczesną jesienią 1945 po raz pierwszy ukazały się w prasie zdjęcia z ciałami pomordowanych w obozach koncentracyjnych. W podpisach powtarzało się słowo „Polska”. Wiedziałem, że Polska należała kiedyś do nas i byłem przerażony tymi zabitymi.
Jak żyliście po wojnie?
– Matka zmarła w moje 20. urodziny. Ojciec napisał w więzieniu studium Hitlera. Choć podczas procesów norymberskich przedstawiono dowody jego zbrodni, nie odciął się od niego. Właśnie w więzieniu ochrzcił się i przeszedł na wiarę katolicką. Ówczesny papież Pius XII chciał złożyć petycję o jego ułaskawienie. Ale dowiedziała się o tym polska delegacja w Norymberdze i stanęła na głowie, żeby do tego nie dopuścić. Oczywiście to było słuszne. Manuskrypt „W obliczu szubienicy” matka wydała własnym nakładem. Nigdy nie zapłaciła ani feniga podatku. Dzięki temu jakiś czas mogła dobrze żyć. Do końca życia opowiadała historię, kiedy podczas uroczystego przyjęcia na Festiwalu Wagnerowskim wypadł jej z ręki program. Stała obok Hitlera, który go podniósł i wręczył jej swój własny, ponieważ ten, który upadł, był ubrudzony. Podsumowywała: „Z niego był wielki pan”. I wszystko mu wybaczała. Zmarła w wieku 63 lat. Mieszkałem wtedy w internacie na wyspie Fohr na Morzu Północnym.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Z Niklasem Frankiem, synem zbrodniarza wojennego rozmawia Barbara Gruszka-Zych