Podobno używamy w „Gościu” obelżywego, nieludzkiego i niechrześcijańskiego języka. Tak twierdzi na łamach „Gazety Wyborczej” Katarzyna Wiśniewska.
Dziennikarkę oburzyła między innymi treść protestu do Trybunału w Strasburgu. Napisał go Komitet Promocji Małżeństwa i Rodziny przy Episkopacie Polski, a my go wydrukowaliśmy. Jest w nim zdanie: „Wyrażam moje zdumienie, oburzenie i przerażenie wobec wyroku Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu karzącego Rząd Polski za to, że córka Alicji Tysiąc nie została zamordowana przed urodzeniem”.
Tekst „Nagonka na Alicję Tysiąc” próbuje piętnować nie tylko nas, ale też biskupów. Autorka cytuje oburzającą, jej zdaniem, wypowiedź prymasa Józefa Glempa: „Matka skarży lekarzy, że nie wypełnili jej wyroku na swoje dziecko. Otrzymała Polska, polscy lekarze, naganę za to, że uratowali życie”. Naganę dostał też od dziennikarki nasz naczelny ks. Marek Gancarczyk, który w artykule wstępnym do „Gościa” pisał o sędziach europejskiego Trybunału i o zachowaniu hitlerowców z obozu Auschwitz. Fotoreportaż o esesmanach na przepustce z Auschwitz zamieściliśmy bowiem w tym samym numerze: na zdjęciach doktor Mengele i komendant obozu Höss są uśmiechnięci, zrelaksowani, budzą nawet sympatię. Na zdjęciach nie widać, jak straszna prawda kryje się pod tym powierzchniowym obrazem.
„To nie werdykt Trybunału, lecz taki język przedstawicieli Kościoła – nieludzki i niechrześcijański – zdumiewa i przeraża” – pisze Katarzyna Wiśniewska. I dodaje, że obrońcy życia nie mają prawa „szczuć dziecka przeciwko matce. Córka Alicji Tysiąc ma teraz siedem lat. Na pewno znajdą się życzliwi, którzy doniosą jej, co o mamie sądzi prymas czy katolicki tygodnik”.
To ciekawe, jak ludzkie odruchy budzą się w zwolennikach prawa do aborcji zawsze, kiedy chrześcijanie nazwą ten czyn tak, jak na to zasługuje: zabójstwem. Dla nich najlepiej byłoby, gdybyśmy w ogóle się nie odzywali. Pani Katarzyno, z całym szacunkiem: czy sądzi Pani, że do córki pani Tysiąc dotrze wyłącznie ocena „Gościa”? I że jakimś cudem nie dowie się o setkach reportaży w telewizjach i w gazetach, poświęconych jej niedoszłemu zabójstwu? Alicja Tysiąc skarżyła się przecież w mediach, na prawo i lewo, że państwo nie pozwoliło jej „przerwać ciąży”. Także w „Wyborczej”. Przed kilku laty był nawet taki telewizyjny wywiad, podczas którego córeczka pani Alicji stała obok. I co, nie domyśli się, że matka jej nie chciała? To jest prawdziwy dramat, a nie fakt, że katolicy nazywają aborcję zbrodnią. Poza tym, wbrew sugestiom „Wyborczej”, wcale Alicji Tysiąc nie potępiamy. Szczerze jej życzymy, żeby prawda w końcu do niej dotarła – tak jak do Amerykanki Normy McCorvey (patrz tekst obok).
Na koniec tekstu w „Wyborczej” próbuje biskupów i „Gościa” zmiażdżyć były poseł i senator Andrzej Wielowieyski. „Takie komentarze wskazują na niezwykły prymitywizm polskiej wrażliwości i brak szacunku dla kobiety” – ocenia. Autorka traktuje go najwyraźniej jako dyżurnego katolika o poglądach niezależnych od Kościoła – przypomina, że to „wieloletni sekretarz Klubu Inteligencji Katolickiej w Warszawie”. Nie dodaje jednak, że to już nieaktualne od 27 lat. W tym czasie pan senator zaczął głosić poglądy drastycznie sprzeczne z nauką Kościoła i prawem naturalnym. Ma do tego prawo – tak jak my mamy prawo do oceny, że się w sprawie zabijania nienarodzonych myli. Bo to nie Andrzej Wielowieyski stoi na czele Kościoła, tylko Ojciec Święty i jego biskupi. Wystarczy spojrzeć na stare filmy, żeby sobie przypomnieć, jak ostrego języka używał zwykle spokojny Jan Paweł II, kiedy zaczynał mówić o aborcji.
„Czy jest taka ludzka instancja, czy jest taki parlament, który ma prawo zalegalizować zabójstwo niewinnej i bezbronnej ludzkiej istoty?” – pytał w Radomiu w 1991 roku. Na lotnisku Masłów pod Kielcami krzyczał: „I zrozumcie wy wszyscy, którzy lekkomyślnie podchodzicie do tych spraw, zrozumcie, że te sprawy nie mogą mnie nie obchodzić, nie mogą mnie nie boleć! Was też powinny boleć!”. Tak to jednak już w Polsce jest, że dziennikarze boją się wprost zaatakować Jana Pawła II. Łatwiej im sięgnąć polskich biskupów i „Gościa”, który przekazuje ich głos. Nie będziemy się tym przejmować. Bo gdyby przyjąć tok myślenia dziennikarki „Wyborczej”, trzeba by uznać, że najbardziej „niechrześcijańskim językiem” posługiwał się Pan Jezus.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak