Codziennie śledzę kilkanaście serwisów internetowych, przeglądam kilka gazet, czytam dziesiątki informacji naukowych z całego świata. Po raz pierwszy rano, jak tylko wstanę, po raz ostatni późno w nocy.
Prawym okiem coś mi wpada, a lewym uchem wypada. Nie mogę wszystkiego zapamiętać, ale zdarza się, że jakaś informacja zapadnie głęboko w mojej pamięci. Wtedy jestem pewien, że coś gdzieś już widziałem. Czasami to tylko obrazek, zdjęcie, czasami nazwisko badacza, nazwa ośrodka naukowego. Wtedy porozrzucane po całym świecie historie zaczynają tworzyć jedną całość. Jak puzzle z dywanu, jak układanka moich dzieci. Dzisiaj rozbiegane newsy ułożyły mi się w smutną historię.
Kilka tygodni temu przeczytałem, że w jednej z klinik we Florencji zabieg usunięcia ciąży przeżył 22-tygodniowy chłopczyk. Przeprowadzane wcześniej badania USG miały wykazać poważną wadę rozwojową dziecka, brak żołądka. W czasie dokonywanego zabiegu lekarze zauważyli, że chłopczyk wciąż żyje, choć niestety, doznał ciężkiego wylewu krwi do mózgu. Próbowano go ratować, reanimowano, ale wiadomo było, że szanse jego przeżycia są minimalne. Po niecałym tygodniu chłopczyk zmarł. Później okazało się, że był zdrowy i nie miał wad wrodzonych. Źle zinterpretowano obraz USG. Jak na swój wiek chłopczyk był duży i silny. Miał 25 cm długości i ważył pół kilograma.
Przed chwilą przeczytałem o innej tragedii. Dwa miesiące temu do mediolańskiego szpitala Świętego Pawła zgłosiła się 40-letnia kobieta w ciąży bliźniaczej. Jej dzieci miały już 18 tygodni. W czasie rutynowych badań lekarz postawił diagnozę, że jedno z dzieci ma wadę genetyczną, zespół Downa. Drugie dziecko – zdaniem lekarza – było zdrowe. Matka zdecydowała, że nie chce mieć tego chorego i poprosiła o aborcję. W czasie zabiegu usunięto jednak zdrowe dziecko. – Płód zmienił położenie w macicy matki i jego pozycja w chwili zabiegu była inna niż podczas ostatniego badania – tłumaczył Alessandro Amorosi, rzecznik szpitala.
Włoskie ministerstwo zdrowia uznało, że nastąpił co prawda błąd, ale ustawy legalizującej aborcję nie należy zmieniać. We Włoszech aborcja dopuszczona jest do 12. tygodnia życia dziecka, a gdy płód jest uszkodzony lub zagrożone jest życie matki – do 24. tygodnia trwania ciąży. Gdy niedoszła matka bliźniąt dowiedziała się o „pomyłce”, zdecydowała się pozbyć także dziecka chorego. Brakuje danych statystycznych, ile wykonuje się na świecie tzw. aborcji selektywnych, czyli zabicia w łonie matki jednego z bliźniaków czy trojaczków. Ocenia się, że w około 3 proc. przypadków unicestwia się przez pomyłkę dziecko zdrowe. Z innych danych wynika, że zredukowanie ciąży mnogiej w 4–15 proc. przypadków kończy się poronieniem i uśmierceniem wszystkich dzieci.
Gdy czytałem o 18-tygodniowych bliźniaczkach z Mediolanu i 22-tygodniowym chłopczyku z Florencji, przypomniało mi się coś, o czym słyszałem prawie rok temu. Dzieci takie jak te mogą przeżyć poza łonem matki! Rok temu, pod koniec października, w szpitalu uniwersyteckim stanu Iowa w USA na świat przyszła Amillia Sonja Taylor. Miała 22 tygodnie, trochę ponad 20 cm długości i ważyła 284 gramy (prawie o połowę mniej niż chłopczyk z Florencji). Dziewczynka w czasie porodu (przez cesarskie cięcie) doznała lekkiego krwotoku do mózgu i na następnych kilka miesięcy została umieszczona w inkubatorze. Miała kłopoty z trawieniem, oddychaniem i ciśnieniem krwi. Sprawdziłem, pod koniec lutego Amillia wyszła do domu. Nieco później ważyła już ponad 2 kilogramy. Dzisiaj śpi w normalnym łóżeczku i je to, co dzieci w jej wieku mogą. Rozwija się jak zdrowa dziewczynka. Szkoda mi tych dzieci, które mogły żyć, a zmusili je, by umarły. A wszystko w imię wolności i nowoczesności. Tak nie powinno być!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek