Przez dziewięć dni pokonali trasę od grobu założyciela Zgromadzenia Księży Marianów do miejsca, gdzie zostanie on wyniesiony na ołtarze.
Tyle czasu potrzebowało prawie dwustu pątników, by dojść pieszo z Góry Kalwarii – gdzie trzysta lat temu zmarł sługa Boży ojciec Stanisław Papczyński – do Lichenia, gdzie w połowie września zostanie ogłoszony błogosławionym. – Jego słowa i świadectwo życia pomogły nam nie tylko przygotować się do uroczystości beatyfikacyjnych, ale i przyjrzeć się naszemu powołaniu do świętości – mówi marianin ks. Andrzej Siejak, duchowy opiekun tegorocznej pielgrzymki. Gdy prawie 30 lat temu pielgrzymka się rodziła, jej uczestnicy o ojcu Papczyńskim nie wiedzieli prawie nic. Drogę do Lichenia rozpoczynali też z zupełnie innego miejsca.
Po wojsku
Lato 1981 roku. Bogdan Owczarek, dwudziestotrzyletni mieszkaniec Grodziska Mazowieckiego, wrócił z wojska. Niechciana przez wielu młodych ludzi służba dla niego okazała się wspaniałą przygodą.
Uzdolniony muzycznie pan Bogdan trafił do Orkiestry Reprezentacyjnej Warszawskiego Okręgu Wojskowego w Wesołej koło Warszawy. Był dumny, że znalazł się wśród elity muzyków w mundurach. Na dodatek z Wesołej do rodzinnego Grodziska było niedaleko. Spośród 720 dni służby pan Bogdan aż sto spędził na przepustkach w domu.
Gdy wrócił z wojska, postanowił odwdzięczyć się za minione dwa lata. Po naradzie z rodziną i znajomymi uznał, że najlepszą formą podziękowania będzie piesza pielgrzymka do sanktuarium Matki Boskiej Bolesnej Królowej Polski w Licheniu. Wyruszyli w jedenaście osób. Z Grodziska Mazowieckiego do Lichenia mieli dwieście kilometrów. – O ojcu Papczyńskim wiedziałem tylko tyle, że był założycielem marianów – przyznaje dziś pan Bogdan.
Wzięli ich za „Solidarność”
Pierwszą pielgrzymkę Bogdan Owczarek wspomina tak: – Wyszliśmy w ulewę. Po przejściu kilku kilometrów ogarnęło nas dziwne uczucie: deszcz, droga i my sami. Odległość dzieląca ich od Lichenia wydawała im się nie do przebycia. Mało nie wybuchnęli śmiechem, gdy w jednej z parafii ksiądz na widok ich skromnej grupki powiedział, że wita czoło pielgrzymki. – W innym miejscu ludzie myśleli, że jesteśmy z „Solidarności” i namawiamy do kolejnego strajku albo rewolucji – opowiada dziś Owczarek. W kolejnej miejscowości mieszkańcy wzięli ich za mariawitów i chowali się przed nimi w domach, jak przed zarazą.
Po ośmiu dniach, żywiąc się na plebaniach i w prywatnych kwaterach, śpiąc na sianie, narzekając na zmęczenie i pęcherze na nogach, dotarli wreszcie do Lichenia. Zastali tłumy ludzi, którzy przyjechali z całej Polski autokarami. Kustosz ks. Eugeniusz Makulski powitał ich publicznie i dał za wzór pielgrzymowania do Matki Bożej. Do Grodziska pątnicy wrócili żukiem. Tym samym, który w tamtą stronę wiózł ich bagaże. Obiecali sobie, że za rok znów wybiorą się pieszo do Lichenia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Stanisław Zasada, współpracownik GN z Wielkopolski