Małe narodowe święto czeka nas za kilka dni. I nie chodzi wcale o rocznicę bitwy pod Grunwaldem. Radosny, rozśpiewany tłum w biało-czerwonych barwach uczci... finał Ligi Światowej w siatkówce.
Piątek, 29 czerwca, Katowice, mecz Ligi Światowej Polska–Bułgaria. Hala wypełniona po brzegi. „Polskaaaa, biało-czerwoniiii” – śpiewa na cały głos jedenaście tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci – w narodowych barwach. Polacy zaczynają fatalnie. Bułgarzy wysoko prowadzą. Nikt jednak na trybunach nie gwiżdże na naszych siatkarzy po nieudanych zagraniach. Przy stanie 15:19 trener Polaków bierze czas. „W steeepie szerokim, któóórego okiem, naaawet sokolim nie zmieeerzyyyysz...” – cała sala śpiewa „Pieśń o małym rycerzu” – nieoficjalny hymn polskich kibiców, zagrzewający Polaków do walki. Przegrywamy seta. Publiczność zamiast gwizdami reaguje mocniejszym dopingiem. Trzy następne sety nasi rozgrywają już na swoim normalnym poziomie i pewnie wygrywają. Na trybunach euforia.
Cała hala śpiewa z nami
Trudno uwierzyć, że ten mecz... nie miał żadnej stawki. Obie drużyny i tak miały już zagwarantowany udział w finałowym turnieju, który odbędzie się od 11 do 15 lipca, również w Katowicach.
W wielu krajach trybuny na takim meczu świeciłyby pustkami, a nieliczna publiczność reagowałaby ospale. W wielu krajach, ale nie w Polsce. – Jak to? Mecz nie ma stawki? Przecież gra Polska. To wystarczy – denerwuje się 30-letni Sławomir z Krakowa. 18-letnia Karolina przyjechała do Katowic z koleżanką aż ze Szczecina. Czekała przed halą na kilka godzin przed meczem. – To nieważne, że ten mecz nie ma stawki. Liczy się atmosfera. To niepowtarzalne przeżycie, kiedy cała hala razem śpiewa. Dlatego jeżdżę na wszystkie mecze reprezentacji Polski – mówi.
Wszystko zaczęło się szesnaście lat temu, kiedy powstała Liga Światowa. Organizatorzy postanowili zadbać, by każdy mecz był nie tylko sportową rywalizacją, ale także widowiskiem – show z odpowiednią oprawą. Kiedy nasz kraj w 1998 r. włączył się do tego przedsięwzięcia, okazało się, że polski kibic nie musi kojarzyć się z bójkami na stadionach i wulgarnymi okrzykami. Profesjonalną oprawę spotkań tworzyli Grzegorz Kułaga i Bartosz Heller (tego drugiego w 2003 r. zastąpił Marek Magiera). Stopniowo nasza publiczność zdobywała coraz większą renomę i obecnie jest uważana przez znawców siatkówki na całym świecie za najlepszą!
Giermkowie małego rycerza
Oczywiście nigdy by nie było u nas takiego zainteresowania siatkówką, gdyby polscy zawodnicy grali słabo. Od wielu lat siatkówka jest jednak naszą „narodową dyscypliną”. Starsi kibice pamiętają jeszcze finał olimpiady w Montrealu w 1976 r., gdy po heroicznym boju pokonaliśmy ZSRR 3:2. Teraz śmiało można powiedzieć, że Polska jest światową potęgą w siatkówce. W ostatnich latach nasze siatkarki dwa razy zdobywały mistrzostwo Europy, a w zeszłym roku zespół męski został wicemistrzem świata.
Drużynę z lat siedemdziesiątych trenował niezwykły szkoleniowiec Jerzy Hubert Wagner. Powszechnie uznawano go za głównego twórcę sukcesów. O stylu jego pracy wszystko mówi przydomek, jaki nadali mu zawodnicy: „Kat”. „Kat” Wagner wprowadził żelazną dyscyplinę i „katorżniczą” pracę na treningach.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Leszek Śliwa