Wreszcie Polacy uwierzyli, że mogą zbudować zamożny kraj szczęśliwych ludzi. A wszystko dzięki piłce nożnej.
Takiej euforii nie było w Polsce co najmniej od 1989 roku, gdy obaliliśmy komunizm. Stacje telewizyjne do znudzenia pokazywały podskakujących do góry jak dzieci dostojnych panów w garniturach, gdy szef europejskiej federacji piłkarskiej Michel Platini ogłosił, że Polska i Ukraina będą organizować Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej w roku 2012. Wiwatujące tłumy na ulicach, wpadający sobie w objęcia przeciwnicy polityczni, entuzjazm, optymizm, zgoda narodowa. W jednej chwili znaleźliśmy się jakby w innym kraju.
Gwiazdka z nieba
Mało kto wierzył, że polsko-ukraińska kandydatura zwycięży. Naszymi rywalami byli przecież Włosi, którzy mają wszystko: wspaniałe stadiony, autostrady, hotele, doświadczenie w organizowaniu wielkich imprez, wysoki poziom sportowy. A gdyby UEFA zechciała postawić na Europę Wschodnią, mogła wybrać ofertę węgiersko-chorwacką, która przed głosowaniem też była oceniana wyżej niż nasza.
Ci, którzy mieli wcześniej cień nadziei, narzekali, że szanse pogrzebała afera korupcyjna w polskim futbolu oraz dramatyczny kryzys polityczny na Ukrainie. Do tego dochodził tradycyjny polski pesymizm i brak wiary we własne możliwości. A jednak wygraliśmy już w pierwszej turze. Polacy zachowali się wówczas tak, jakby dostali wymarzoną gwiazdkę z nieba. Czy ta euforia jest uzasadniona?
Euro da się lubić
Wszystko wskazuje na to, że euforia powinna być jeszcze większa. Przed Polską otwierają się bowiem szanse błyskawicznego rozwoju gospodarczego. Na wykorzystanie czeka aż 37 miliardów euro z Unii Europejskiej. To więcej niż 10 procent polskiego PKB. Praktyka finasowania inwestycji w UE jest taka, że każdą trzeba uzasadniać i na bieżąco rozliczać. Gdyby nie przyznano nam organizacji mistrzostw, pewnie dużej części tych pieniędzy nie udałoby się nam wykorzystać.
Teraz jest prawie pewne, że „zgarniemy” wszystko. Kraj pokryje sieć autostrad i innych dróg. Powiększone zostaną lotniska, powstaną hotele. Inwestycje stworzą w Polsce około stu tysięcy nowych miejsc pracy. Przebudowę kraju ma zwieńczyć w 2012 roku zastąpienie złotówki przez euro. – Kto to wszystko zbuduje? Przecież większość robotników pracuje w Anglii – narzekają malkontenci. Właściciele firm budowlanych już zapowiadają, że przedstawią konkurencyjne warunki płacowe. Mówi się nieoficjalnie, że niewykwalifikowany robotnik może liczyć na 2,5 tys. na rękę miesięcznie, a fachowiec nawet na 5–8 tysięcy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Leszek Śliwa