Polscy transplantolodzy biją na alarm. Od początku roku gwałtownie spadła liczba przeszczepów. Oczekującym na nie często nie starczy czasu. Niektórzy umrą.
Na początku kwietnia media obiegł dramatyczny apel transplantologów. Podpisały się pod nim sławy medyczne, lekarze, którzy po raz pierwszy w naszym kraju ratowali ludzkie życie, przeszczepiając serce, płuca, wątrobę, nerki. Dziś są przerażeni, że lata ich pionierskiej przecież pracy zostaną zaprzepaszczone. Dotąd rytmiczny cykl przeszczepiania organów został gwałtownie zaburzony. – W styczniu w całym kraju przeszczepiono 80 nerek, w marcu tylko 30 kilka – wylicza prof. dr hab. Piotr Kaliciński, przewodniczący Krajowej Rady Transplantacyjnej. – W styczniu przeprowadzono 22 przeszczepy wątroby, w marcu – 8. W zeszłym roku odbywało się 8, 9 operacji przeszczepu serca miesięcznie, w tym od 3 do 5. W Klinice Nefrologii Instytutu Pomnika Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie od początku roku nie było ani jednej transplantacji przez pobranie narządów ze zwłok. W zeszłym roku przeprowadzono ich 50. A na przeszczep nerki czeka 100 dzieci.
– W połowie lat 80., kiedy rozpoczynały się w Polsce przeszczepy nerek, czekało się na organy od 4 do 6 lat, ostatnio nasze dzieci oczekiwały przeciętnie 1,5 roku od momentu rozpoczęcia dializoterapii – mówi prof. dr hab. Ryszard Grenda z warszawskiego Instytutu, członek Krajowej Rady Transplantacyjnej. – W przypadku braku dawców wątroby czy serca chory może umrzeć natychmiast. W przypadku przeszczepu nerki nie jest tak dramatycznie, życie można przedłużać dzięki dializom. Ale nie wiecznie.
Skutki jednej afery
Dziś liczba wypadków drogowych czy udarów, które zwykle kwalifikują zmarłych do bycia dawcami, nie zmniejszyła się. Centralny Rejestr Sprzeciwów nie zwiększył się do kilku milionów przeciwnych oddaniu swoich narządów. A jednak drastycznie spadła liczba dawców. Trzeba przyznać, że ten mechanizm uruchomiła nagłośniona przez media afera kardiochirurgiczna w warszawskim szpitalu MSW. – Nie jesteśmy przeciw ukrywaniu zła, ale nie można generalizować i wyrządzać krzywdy całemu środowisku lekarskiemu – ostrzega prof. Kaliciński. – Medycyna to dyscyplina, gdzie zaufanie społeczne do lekarzy powinno być najwyższej rangi – dodaje prof. Grenda. – Podważono je, zarzucając nam nieuczciwość, zainteresowanie materialne, nierzetelność, brak należytej staranności. Te zarzuty mogły dotyczyć jednego, zresztą jeszcze nieosądzonego, przypadku lekarza. Pomówienia o korzyści materialne transplantologów mijają się z prawdą.
Media informowały, że szpital znajdujący dawcę dostaje od Ministerstwa Zdrowia 2 tys. zł. Że lekarze, pobierający narządy mają płacone „od sztuki”. – Szpital, który pobiera narządy od dawcy, musi opłacić opiekę nad ciałem po zgonie, dodatkowe badania, operację pobrania narządów. I tylko za to zwracane są mu koszta według aneksu do umowy z ministerstwem. Jednak pojedyncza wpadka lekarza spowodowała, że ludzie zaczęli mieć wątpliwości. Nie godzą się na pobieranie narządów od bliskich zmarłych, mimo że i tak pójdą one do ziemi albo pieca.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych