Janusz Świtaj, od 14 lat unieruchomiony po wypadku, oddycha za pomocą respiratora. Jego list do sądu o odłączenie aparatury i zaprzestanie uporczywej terapii media nagłaśniają jako pierwsze w Polsce upominanie się o prawo do eutanazji.
Dla tych, którzy znają „sprawę Janusza” to nie prośba o śmierć, ale rozpaczliwe wołanie o pomoc.
Na imię mam Janusz, mieszkam w Polsce, jestem również obywatelem tego kraju. W dniu 18 maja 1993 r. uległem wypadkowi komunikacyjnemu, w wyniku którego doszło do zmiażdżenia rdzenia kręgowego i złamania kręgów szyjnych na wysokości C2 i C3 ze złamaniem zęba obrotnika. Doznałem urazu z porażeniem czterokończynowym i niewydolnością oddechową. Krótko mówiąc mam tylko trzeźwo myślącą głowę i od 14 lat żyję biologicznie nienaturalnie, oddychając za pomocą respiratora – można przeczytać na jego blogu. Funkcje opiekunów i rehabilitantów pełnią jego starzejący się rodzice. Mieszka w bloku na szóstym piętrze. – Ludzi w takim stanie jest więcej w naszym województwie – potwierdza Jacek Kopocz z śląskiego oddziału NFZ. I w całym kraju. To nie problem jednego Janusza Świtaja.
Choć to właśnie on, naciskając ołówkiem zakończonym gumką klawisze swojego komputera, zdecydował się swoją sprawę upublicznić. A 2 lutego podjął dramatyczną decyzję. Napisał list do Sądu Rejonowego w Jastrzębiu Zdroju: „Żą-dam skrócenia swe-go życia. Wyznaczając z góry kryteria wartego i niewartego życia. Taka mentalność akceptuje życie tylko pod pewnymi warunkami, kiedy względnie dobrze funkcjonuje biologicznie, psychicznie, społecznie i ekonomicznie. Ja tych kryteriów nie spełniam”. Uwagę zwracają słowa „taka mentalność”. Wydaje się, że piszący wie, w jakim świecie żyje: wykluczającym z gry takich jak on, pozbywającym się chorych, słabych, starych. – Dla mnie to taki krzyk: „Jestem, zobaczcie mnie, zróbcie coś, bo cierpię” – mówi ks. Piotr Brząkalik, który zdecydował się na uczestnictwo w telewizyjnym reportażu o Świtaju. – To też sprowokowanie nas do pytania, jak zabezpieczyć przyszłość tym, którzy są zdani na pomoc innych. Jak pozwolić im godnie żyć. Wyzwanie dla wszystkich.
Listy bez odpowiedzi
Jeszcze przed dwoma laty, kiedy zadzwonił do Brygidy Frosztęgi, dziennikarki TVP Katowice, chciało mu się żyć. Sanitariusze przewieźli go na łóżku, żeby pierwszy raz zagłosował w wyborach. Jakby chciał zaznaczyć, że jest pełnoprawnym obywatelem. „Ułożyłem sobie to moje życie łóżkowe” – żartował wtedy.
– Otwarty, bardzo inteligentny, oczytany, dokształca się przez Internet – opowiada Frosztęga. Pisał listy o pomoc do premiera, ministra zdrowia, NFZ, rzecznika praw pacjenta. Nikt mu nie odpowiedział. To był cios. Poczuł się niepełnoprawnym obywatelem, kimś wykluczonym. – Upokorzono go – mówi dziennikarka. Wtedy zwrócił się do sądu. – Ma dość takiego życia, ale jeśli ktoś nada mu sens, będzie żyć – podsumowuje, choć w reportażu jakby popiera decyzję Świtaja o przerwaniu życia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych