Konflikt wokół budowy obwodnicy dla Augustowa dotyczy dwóch grup ekologów. Pierwsza troszczy się o narażonych na śmierć lub kalectwo mieszkańców miasta. Druga walczy o ochronę jarząbka i storczykaw dolinie rzeki Rospudy.
O Augustowie mówi nie tylko stara piosenka „Siedem dziewcząt z Albatrosa”. Dziś mówią niemal wszyscy, niekoniecznie obdarzeni słuchem muzycznym. Przez kilka lat mówili głównie sami mieszkańcy. Domagali się rozwiązania problemu niekończącego się sznura TIR-ów, przejeżdżających codziennie przez centrum uroczego miasteczka. Tutaj przecina się węzeł komunikacyjny tranzytu do krajów bałtyckich, skandynawskich, Rosji, Białorusi, a ostatnio także Chin. Kilkanaście tysięcy pojazdów na dobę, kilkadziesiąt ofiar śmiertelnych w ciągu ostatnich lat, gigantyczne korki – to efekt braku obwodnicy wokół miasta.
I jest szansa na rozwiązanie w końcu tego problemu: przyjęty został projekt budowy obwodnicy, jest inwestor i… wiele hałasu o nieznaną specjalnie do tej pory rzekę Rospudę. Teraz to o niej wszyscy mówią, Augustów trochę mniej się liczy. Przez Rospudę właśnie ma biec odcinek trasy Via Baltica. Ekolodzy protestują, bo naruszy to – jak twierdzą – stosunki wodne i zagrozi unikatowym gatunkom ptaków. Głośno mówią o tym Greenpeace i niejaka Pracownia na rzecz Wszystkich Istot. Cóż, mieszkańcy Augustowa do istot chyba nie należą.
Dawno temu na Dzikim Wschodzie
Nie będziemy teraz szukać winnych, którzy wpuścili na wąską drogę Augustowa tak gigantyczny ruch samochodowy. W czasach PRL państwo zaniedbywało budowę dróg. Od kilkunastu lat niewiele zrobiono, żeby ten fatalny stan zmienić. Jakby tego było mało, za rządów SLD Ministerstwo Środowiska przyjęło program „Natura 2000”. To inicjatywa Wspólnoty Europejskiej, mająca chronić najważniejsze dla naturalnego środowiska obszary w Europie. Poszczególne państwa same zgłaszały do programu miejsca, które zobowiązywały się chronić. Inicjatywa jest słuszna, problem w tym, że polska strona wpisała do tej chronionej sieci także Dolinę Rospudy, mimo że planowano tam budowę drogi.
– W poprzedniej kadencji rząd nie przesłał Komisji Europejskiej własnych rekomendacji obszarów chronionych i uznane zostały wnioski organizacji pozarządowych – tłumaczy minister transportu, Jerzy Polaczek. I dzisiaj różne grupy ekologów chętnie powołują się na to, że jesteśmy zobowiązani prawem europejskim. Straszą karami, jakie mogą nas spotkać, jeśli obwodnica tam powstanie. Zapominają jednak, że w „Naturze 2000” jest pewna klauzula, która wcale nie zakazuje prowadzenia inwestycji na chronionym terenie. Jeśli są jakieś usprawiedliwione okoliczności społeczne lub techniczne, można – przy zachowaniu wszelkich rygorów ochronnych – zbudować niezbędną infrastrukturę. W tym wypadku taka okoliczność zachodzi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina