W Auschwitz przeżył piekło. Był świadkiem ludobójstwa. Kazimierz Piechowski jest jedynym żyjącym uciekinierem spośród czterech więźniów, którzy w zuchwały sposób uciekli z niemieckiego obozu zagłady.
Większości więźniów, którzy próbowali zbiec z Auschwitz, to się nie udawało. Wystarczyło, że podczas porannego apelu brakowało jednej osoby, esesmani rozpoczynali poszukiwania z pomocą specjalnie wytresowanych psów. – Najczęściej zbiegów znajdowali pod jakimiś deskami albo wśród worków z cementem. Przyczepiali im wówczas na plecach napis: „Hura! Hura! Znowu jestem z wami!”, kazali walić w wielki bęben i maszerować prosto na szubienicę. Ale każdy pragnął za wszelką cenę wydostać się z tego piekła, dlatego wielu próbowało ucieczki – wspomina po latach Kazimierz Piechowski.
Przerwał milczenie
Kazimierz Piechowski pojawił się na terenie byłego obozu Auschwitz dopiero w 2002 r. Bał się tego powrotu. – Do dziś prześladują go sny z Auschwitz. Pewnej nocy tak mocno bronił się przed gryzącymi go psami, że kopnął w kaloryfer i złamał nogę – mówi jego żona. – Gdy przyjechał po raz pierwszy po latach do Auschwitz, pod Ścianą Śmierci stracił niemal przytomność. Pracował tu w Leichenkomando, które zajmowało się wywożeniem trupów – opowiada Marek Tomasz Pawłowski, reżyser filmu o ucieczce z obozu. Przez prawie 60 lat wszyscy byli przekonani, że nikt z uczestników tej nadzwyczajnej ucieczki nie żyje. Do Auschwitz Kazimierz Piechowski trafił w czerwcu 1940 roku, z drugim transportem. Po dwóch ciężkich latach pobytu w obozie uciekł z niego wraz z trzema kolegami. Była to najbardziej brawurowa udana ucieczka z obozu, po której hitlerowcy przysłali z Berlina delegację dla zbadania sprawy i o której długo krążyły legendy wśród więźniów.
Numer 918
Dla esesmanów byli zwykłymi numerami: 918, 3419, 6438 i 8502. Kazimierz Piechowski (nr 918) był inicjatorem ucieczki. Józef Lempart (nr 3419) był księdzem z Wadowic. Stanisław Jaster (nr 6438) był młodym warszawiakiem. A Eugeniusz Bendera (nr 8502) – Ukraińcem, mechanikiem samochodowym.
– To właściwie on wymyślił ucieczkę. Naprawiał auta dla esesmanów, więc miał do nich łatwy dostęp. Cieszył się też ich dużym zaufaniem. Mógł bez obstawy objeżdżać teren obozu – wspomina Kazimierz Piechowski. W maju 1942 roku dostał wiadomość, że jest przeznaczony na śmierć. Podarowano mu jeszcze trochę życia, by zakończył rozpoczętą naprawę samochodów. Wówczas Bendera zdradził Piechowskiemu, że myśli o ucieczce. Razem ją zaplanowali w szczegółach.
Co przewidywał plan? Po pierwsze uprowadzić niemieckie auto, które Bendera naprawia. Po drugie ustalić, gdzie znajdują się magazyny z niemieckimi mundurami, bronią i amunicją. Tym zajął się Piechowski. Razem opracowali metodę zdobycia broni i mundurów, choć było to niebezpieczne. Piechowski wpadł też na pomysł, by stworzyć fikcyjne Rollwagenkomando. Takie komando musiało jednak liczyć minimum czterech ludzi. Wciągnęli więc do grupy Józefa Lemparta oraz Stanisława Jastera. Teraz wystarczyło tylko ustalić termin ucieczki. – Chciałem, żeby to była sobota po południu, bo esesmani wyjeżdżali na weekend i zostawiali tylko ściśle wyznaczonych strażników – wspomina pan Kazimierz. Uciekli w sobotę, 20 czerwca 1942 r., samochodem komendanta obozu marki Ste-yer 220, przebrani w esesmańskie mundury.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Urbański