Rankiem 19 października 1956 roku oddziały Armii Czerwonej znajdowały się na przedmieściach Warszawy. O świcie przyleciała delegacja z Moskwy, z Chruszczowem na czele. Najbliższe godziny miały rozstrzygnąć o losach kraju.
Była już noc, kiedy do Warszawy dotarły wiadomości o sowieckich jednostkach opuszczających swoje miejsca postoju na Dolnym Śląsku i Pomorzu. Początkowo nie było jasne, jaki jest cel ich nocnego marszu, ale nad ranem pancerne oddziały znalazły się już w pobliżu stolicy. Z Gdańska nadeszły depesze o eskadrze okrętów z krążownikiem „Żdanow”, która zatrzymała się na redzie portu.
Straż graniczna alarmowała o nocnych ruchach wojsk w NRD i nad Bugiem. W Warszawie rozdzwoniły się telefony: ogłaszano alarmy, wyznaczano dyżury, a oddziały Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego obsadzały rządowe gmachy i rozgłośnię radia. W kilku fabrykach robotnikom nocnej zmiany rozdano karabiny. Kurierzy rozesłani z Żerania ostrzegli ponad 700 osób, których nazwiska znalazły się na przechwyconej liście wytypowanych do aresztowania.
Wczesnym rankiem 19 października 1956 roku Warszawa budziła się ze snu w poczuciu, że najbliższe godziny rozstrzygną o losach całego kraju. Przewidywano, że zapowiedziane na godzinę 10.00 posiedzenie Komitetu Centralnego PZPR dokona zmian w kierownictwie partii i powierzy władzę Władysławowi Gomułce, szefowi komunistów w latach 1945–1948, aresztowanemu w 1951 roku z rozkazu Stalina i więzionemu przez przeszło trzy lata.
Powszechnie spodziewano się, że Gomułka dostał wystarczającą nauczkę, aby zerwać z systemem terroru i kłamstwa. Tymczasem tego samego dnia o 7.00 rano na podwarszawskim lotnisku wylądował sowiecki samolot, którym z Moskwy przyleciała delegacja z Chruszczowem na czele, a także z marszałkiem Koniewem, dowódcą Układu Warszawskiego oraz grupą generałów. Kiedy niespodziewanych gości wieziono do Belwederu, oddziały Czerwonej Armii znajdowały się kilkanaście kilometrów od centrum stolicy.
Odwilż po polsku
Tego dnia niepokój, jaki ogarnął Polskę, osiągnął swoje apogeum. W całym kraju odbywały się wiece, masówki, zebrania robotniczych załóg. Wszędzie uchwalano rezolucje z żądaniami reform, zewsząd przysyłano apele o likwidację bezpieki, zaniechanie walki z Kościołem, ograniczenie podległości wobec Sowietów. Po przeszło trzech latach od śmierci Stalina polityczna odwilż dotarła wreszcie do Polski.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Ryszard Terlecki, historyk, dyrektor oddzialu IPN w Krakowie