Ratunku! – krzyczy Agata, poruszając bezradnie rękami. Shagala, wielka czarna suka, nie czeka długo. Wskakuje do wody i już za chwilę jest przy dziewczynie. Trzymając ostrożnie jej rękę w pysku, holuje Agatę do brzegu.
To na szczęście tylko ćwiczenie, ale podobne zagrożenia zdarzają się przecież naprawdę. Dlatego kończący się właśnie obóz szkoleniowy dla psów-ratowników w Lidzbarku Welskim może okazać się nie do przecenienia. W tym największym szkoleniu nowofundlandów w Europie wzięło udział ponad 150 osób i około 70 psów. – Byliśmy z żoną zaskoczeni, że w Polsce ta rasa cieszy się takim zainteresowaniem – wyznaje Olivier Lahaye z Belgii, który bierze udział w obozie wraz ze swym siedmioletnim psem Baloo. – W naszym kraju nowofundlandy nie są popularne. Cieszę się, że mogłem tutaj zobaczyć tyle pływających psów.
Trochę mniejszy miś
Jak wygląda nowofundland, mogli przekonać się wszyscy mieszkańcy Lidzbarka, bo psy przeszły przez miasto w paradzie – przy dźwiękach orkiestry dętej i pokazach mażoretek. Całe rodziny stawały za płotami swoich ogrodów, gotując owacje na cześć przesympatycznych stworzeń na czterech łapach. Tylko miejscowe psy wydawały się nie do końca zadowolone, bo ich szczekanie rozlegało się ze wszystkich stron.
Nowofundlandy zdawały się jednak tego nie zauważać. Kroczyły dalej z godnością i wdziękiem. Dopiero gdy zobaczyły jezioro, właścicielom trudno było je utrzymać…
Nowofundland to taki trochę mniejszy „miś” – muskularny, kudłaty i na ogół czarny (choć zdarzają się też osobniki biało-czarne i brązowe). A przy tym niezwykle łagodny. – Nie wykazują agresji w stosunku do człowieka. Są spokojne, zrównoważone, wydają się nawet flegmatyczne – mówi Grzegorz Pawlak, prezes stowarzyszenia „Terranova”, które zorganizowało szkolenie. – Wykazują się też dość dużą inteligencją. Dlatego wykorzystywane są np. w dogoterapii. Dziecku upośledzonemu, autystycznemu często łatwiej jest nawiązać kontakt z takim psem niż z człowiekiem. Nowofundland staje się wtedy środkiem do wyłączania pewnych barier, hamulców występujących u dzieci. Koleżanka opowiadała kiedyś o takiej sytuacji: podczas pracy z dzieckiem upośledzonym pies niespodziewanie położył się na nim i żadną siłą nie udawało się go zdjąć. Kiedy już go odciągnięto, okazało się, że po paru minutach dziecko dostało ataku padaczki. Prawdopodobnie pies wyczuł, że zbliża się taki atak i próbował to dziecko ochronić.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Szymon Babuchowski