Czytałem wiele dokumentów bezpieki o Kościele. Nie chcę jednak pisać o moralnych rozterkach, jakie pojawiają się przy lekturze tych akt, lecz o kwestiach, powiedziałbym, technicznych.
Przez 45 lat komunizmu w Polsce bezpieka była jednym z głównych filarów władzy, a Kościół jej głównym przeciwnikiem. Z tej prostej konstatacji wynikają wszystkie dalsze konsekwencje.
Kościół, według wzorców, wypracowanych jeszcze w Związku Sowieckim w latach 20., rozbijano na trzy sposoby:
– niszcząc, często także fizycznie, hierarchię oraz szczególnie gorliwych kapłanów i świeckich;
– wprowadzając liczne ograniczenia prawne oraz stosując dozór ze strony administracji państwowej;
– wreszcie rozbijając jego spoistość od środka, poprzez budowanie rozległej agentury w samych strukturach kościelnych.
Takie praktyki z żelazną konsekwencją stosowano w całym obozie komunistycznym i byłoby naiwnością sądzić, że w Polsce było inaczej.
Bez lęku, ale z rozwagą
Zjawisko agenturalnej penetracji Kościoła przez wrogie mu siły należy w tych warunkach uznać za dość naturalne i nie ma powodu wpadania w histerię z powodu ujawnienia kilku nazwisk. Komunistom nigdy nie udało się uzyskać wpływu na codzienne życie Kościoła, pomimo że posiadali stosunkowo rozległą wiedzę na temat jego wewnętrznych problemów. Większość materiałów po IV Departamencie MSW i jego terenowych odpowiednikach została jednak zniszczona, co ma poważne konsekwencje dla badania infiltracji Kościoła przez bezpiekę.
Zniszczeniu uległy przede wszystkim teczki ewidencyjne i teczki pracy tajnych współpracowników, w których gromadzona była cała dokumentacja na ich temat. Zachowały się natomiast materiały ewidencyjne, a więc kartoteki oraz dzienniki rejestracyjne, prawdziwe serce i mózg systemu informacyjnego bezpieki. Pozwalają na ustalenie kto, kiedy, gdzie i w jakich okolicznościach dokonał werbunku. Posiadając taki zapis i znając pseudonim agenta, można rozpocząć żmudną kwerendę dalszych akt.
Materiał z teczki tajnego współpracownika był rozpisywany przez jego oficera prowadzącego do kolejnych teczek, tzw. obiektowych, albo spraw operacyjnego sprawdzania lub rozpracowania, czasem trafiał do akt administracyjnych. Bardzo często tam ocalał i może dostarczyć ważnych informacji do weryfikacji tożsamości agenta działającego pod tym pseudonimem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski