Hasło „Żyj namiętnie. Kochaj się bezpiecznie” ilustrowane zdjęciem obejmujących się nagich mężczyzn. Wewnątrz szokująca wulgarnością instrukcja uprawiania stosunków homoseksualnych. Takie ulotki trafiły do rąk uczniów w krakowskim magistracie.
Do skandalu doszło w trakcie warsztatów zorganizowanych w ramach kampanii „Zjednoczeni przeciw AIDS”. W trzydniowych zajęciach, finansowanych z budżetu miasta i odbywających się w krakowskim magistracie, miało wziąć udział około 600 uczniów szkół ponadgimnazjalnych. Nie wzięło, bo warsztaty przerwano po interwencji dziennikarzy. Trzeba było działać błyskawicznie, bowiem w tym samym czasie, w sąsiedniej sali, odbywały się zajęcia dla uczniów szkół podstawowych, a bulwersujące ulotki wraz z prezerwatywami wyłożono na korytarzu.
Szkolenie za zamkniętymi drzwiami
Jak mogło do tego dojść? Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski broni swoich urzędników, całą winę zrzucając na odpowiadające za warsztaty organizacje pozarządowe, które „nadużyły zaufania” władz samorządowych, działając samowolnie i podstępnie. Oskarżenia o brak właściwego nadzoru nad warsztatami odrzuca także Krystyna Kollbek, dyrektor Wydziału Spraw Społecznych. Zapewnia dziennikarzy, że urzędnicy wcześniej widzieli materiały edukacyjne i nie było wśród nich tych gorszących ulotek. Mimo tych wyjaśnień w radzie miasta wybuchła prawdziwa burza, domagano się wyciągnięcia konsekwencji wobec winnych skandalu. Prezydent zapewnił w tej sytuacji, że zrywa wszelką współpracę ze Stowarzyszeniem Lambda, którego wolontariusze wykładając obrzydliwe ulotki – oprócz nadużycia zaufania – „naruszyli granice dobrego smaku”.
Jeszcze dalej poszła prokuratura, która wszczęła z urzędu postępowanie sprawdzające, czy podczas warsztatów nie doszło do popełnienia przestępstwa. Czy zatem sprawę można uznać za zamkniętą?
Na pewno nie. Władze Krakowa żałują bowiem, że doszło do skandalu, ale równocześnie nie mogą przeboleć, że z tego powodu musiały przerwać „pożyteczne ze wszech miar szkolenie”. A więc nic nie zrozumiały z tego, co się stało. Ulotka faktycznie była przyczyną skandalu, natomiast prawdziwym problemem jest to, kogo prezydent Krakowa obdarzył swoim zaufaniem: aktywistów stowarzyszeń homoseksualnych i feministycznych. Obdarzył ich zaufaniem na tyle dużym, by powierzyć im grupę 600 nastolatków „na wyłączność”. Nauczyciele, którzy przyprowadzili młodzież do magistratu, nie zostali bowiem wpuszczeni na salę. Jak się okazuje, nieprzypadkowo. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że właśnie dlatego, by organizatorzy „pożytecznego szkolenia” mogli otwarcie realizować swoją misję, rozdając prezerwatywy i materiały instruktażowe, jak „żyć namiętnie i kochać się bezpiecznie”.
Podejrzani instruktorzy
Te przypuszczenia potwierdzają zresztą sami sprawcy zamieszania: Betina Gerhard z Centrum Praw Kobiet powiedziała dziennikarzom: „Być może te ulotki z rozebranymi mężczyznami mogą być szokujące, ale z drugiej strony są ważne dla młodych chłopców. To przecież w wieku licealnym kształtuje się ich tożsamość seksualna. Wtedy potrzebują najwięcej informacji i pomocy”.
Marzena Krajewska, rzeczniczka Stowarzyszenia Lambda Kraków, również nie ma wątpliwości, że tego typu „informacja” jest młodzieży potrzebna, zaś „oburzenie urzędników pojawia się na fali tego, co dzieje się ostatnio w Polsce wokół mniejszości seksualnych”.
Poczucie zawodu prezydenta Krakowa można zatem doprecyzować jako niebezpieczną na tak wysokim urzędzie naiwność. Urząd oczywiście broni się, że cel szkolenia miał być zupełnie inny, a partnerem i gwarantem dotrzymania uzgodnionych wcześniej warunków było Krajowe Centrum ds. AIDS, udzielające organizatorom stosownych certyfikatów. I w żadnym razie w programie warsztatów nie było mowy o promocji stosunków homoseksualnych. Także przedstawiciele centrum mówią o „błędzie w sztuce” i zapowiadają odebranie certyfikatu edukatora osobom, które na to szkolenie przyniosły te ulotki. Tu docieramy do sedna sprawy: otóż zakwestionowane przez prokuraturę szokujące materiały finansowane były przez... Ministerstwo Zdrowia, właśnie po to, by je upowszechniać, tyle że nie w świetle reflektorów. I to jest prawdziwy skandal, dużo większy niż fakt, w jakich okolicznościach dostały się one w ręce młodzieży.
Krakowski incydent powinien stać się pretekstem do otwartego postawienia kilku pytań. Co naprawdę kryje się za szkoleniami wspieranymi publicznym autorytetem i finansowanymi za publiczne pieniądze? Czy rzeczywiście chodzi o walkę z AIDS? Dlaczego organizacjom o tak jednoznacznym profilu i kontrowersyjnych celach statutowych powierza się prowadzenie zajęć z młodzieżą? Dlaczego odbywają się one „za zamkniętymi drzwiami”, bez udziału wychowawców? Kto kontroluje, czy deklarowany program jest zgodny z faktycznym? Krakowska prokuratura już sprawdza, gdzie i jak dystrybuowane są skandaliczne ulotki. To jej rola. Naszą jest nie zostawić tej sprawy bez dalszego ciągu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Piotr Legutko