Eutanazja to nie jest nowy pomysł. Już prawie sto lat temu znaleźli się ludzie, którzy przypisywali sobie prawo decydowania o życiu i śmierci. Wymyślili nawet sformułowanie „życie niegodne życia”.
Wydawało się, że zbrodnie lekarzy w czasach hitleryzmu, których symbolem stał się dr Mengele, ostatecznie skompromitują ten sposób myślenia. Tak się jednak nie stało. Widmo Mengele krąży nad światem.
Szalony lekarz stał się na początku XX wieku popularnym bohaterem powieści i filmów grozy. Film „Gabinet doktora Caligari” z 1919 r., – uważany za pierwszy w historii kinematografii horror – opowiada o dyrektorze zakładu dla obłąkanych, mordującym swoich pacjentów. Tytułowy Caligari jest wybitnym psychiatrą, a jednocześnie szaleńcem. Łączy w sobie opiekuńczość z bezwzględnością, szlachetne oddanie nauce z chęcią mordu. Kinomani truchlejący z przerażenia na widowni nie podejrzewali, że już wkrótce rzeczywistość przerośnie fikcję.
Caligari wkracza do akcji
Rok po premierze „Gabinetu doktora Caligari” w Niemczech ukazała się książka Karla Bindinga i Alfreda Hochego „Pozwolenie na niszczenie życia bez wartości”. Ci dwaj uczeni napisali, że lekarz powinien mieć prawo pozbawiać życia nieuleczalnie chorych – na ich prośbę, a znajdujących się w śpiączce i psychicznie chorych – bez ich zgody. „Nadchodzi nowa era – z nową moralnością – która będzie odrzucać żądania nadwartościowania zwykłej egzystencji” – pisali Binding i Hoche.
Pierwszy raz zastosowano ich idee w 1938 r. Był to tzw. przypadek dziecka Knauer. W miejscowości Pomssen koło Lipska urodził się ciężko upośledzony chłopczyk. Jego ojciec napisał prośbę do Adolfa Hitlera o „łaskę śmierci” dla syna. Fuehrer wysłał do Pomssen swojego osobistego lekarza, dra Karla Brandta. Za jego radą i zgodą pediatra z Lipska prof. Werner Catel dokonał – jak zapisano – „uśpienia” dziecka.
Potem podobnych przypadków było coraz więcej, a w czasie wojny rozpoczęła się masowa eksterminacja chorych psychicznie. Ocenia się, że ogółem w III Rzeszy i krajach przez nią okupowanych z pomocą lekarzy zabito 275 tys.–400 tys. osób.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Leszek Śliwa